WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Jedziesz gdzieś? Proponujesz spotkanie? Napisz o tym
Awatar użytkownika
tiarek
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 148
Rejestracja: 04.07.2011, 13:56
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Czeremcha/Warszawa

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: tiarek »

Pisali wczesniej o tej niepewnej sytuacji w afryce... Bylo na zasadzie "mamy nadzieje, ze nas to nie bedzie dotyczyc". No, ale sorry jakbym na miejscu uslyszal od miejscowej ludnosci to tez bym spieprzal :d Co innego poslychac/poczytac na ten temat, a co innego jak zajezdzasz na miejsce i przypadkowy kolo mowi ci "zawracaj, albo nigdy nie wrocisz"
blablabla
Awatar użytkownika
wilczek
szorujący kolanami
szorujący kolanami
Posty: 1831
Rejestracja: 05.03.2012, 13:45
Mój motocykl: inne endurowate moto

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: wilczek »

Skalpel, i podobnie myślący. Nie wszystko z wyobrażeń jest w realu tożsame. Napisze tak: pare lat temu, samochodem terenowym, w dwie pary pojechaliśmy na Krym. Europa, cywilizacja. Przestrzegano nas przed policja i mafia "drogowa". Uznaliśmy , ze mimo to jedziemy. Super miesiąc. Wracamy i 70km za Odessa , wieczorem umiera serce terenowki. Jesteśmy uziemieni przy trasie międzynarodowej. Po paru minutach z " nikad" pojawia sie w kilku autach kilkunastu "piratów" . Uzbrojeni, my nie. Nas dwóch i dwie dziewczyny. Po chwili "razgawora" nie mieliśmy złudzeń co zrobią z dziewczynami, ize nikt nigdy naszych zwłok nie znajdzie. Wiesz co sie czuje widząc oprawców i będąc bez szans? Jak nie miałeś obrzyna przy skroni , to nie wiesz i obys tegonigdy nie doświadczył. Pewność ze zginiesz a najpierw zobaczysz jak kilkunastu patroszy Twoja kobiete , to nie film, to rzeczywistość , bezradność. Uratował nas przypadek, a ścisłej ich Wódz ( celowo z dużej). To inna histora. Napisałem powyższe , bo dostałem wtedy kolejne życie. I jak nikt doświadczyłem przeżyć, które powodują, ze na decyzje Remiego patrzę inaczej, z pełnym zrozumieniem i szacunkiem. A wypowiedzi typu Roxi, teraz Skalpel( sorka, bo bardzo Cie lubię, jak cały Breslau) w tych okolicznościach jakie opisał Remi, budzą u mnie uśmiech politowania. Takie teksty o decyzjach "podrozniczych" moze pisać malkontent w kapciach. Poza tym, dlaczego wogole krytykujecie skrócenie wyprawy? Przecież nie Wy ucierpieliscie. Neno, Wspoltowarzysz wyprawy nie ma z tym problemu, co wyraźnie napisał , a postronni sie napinacie. Zróbcie swoje wyprawy i podejmujcie swoje decyzje w sprawach , które Was dotyczą . Remi :resp:
Awatar użytkownika
Remi
wypruwacz wydechów
wypruwacz wydechów
Posty: 1073
Rejestracja: 19.09.2008, 17:46
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Bartoszyce
Kontakt:

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: Remi »

Skalpel pisze:Remi. A to nie wiedziałeś dokąd jedziesz ? Nie zdawałeś sobie sprawy, że jest tam NIEBEZPIECZNIE ? Że to nie jest Szwajcaria ? ;) Poza tym chyba coś poszło w planowaniu wyprawy nie tak, skoro już w połowie drogi zabrakło ci kasy...
Skalpel...patrzyłeś w ogóle na mapę? w połowie drogi? byłem 600km od celu podróży. Pisząc o braku kasy miałem na myśli kasę w tą i spowrotem. Czytaj ze zrozumieniem. Budżet przekroczyłem o jakiś tysiąc zł. Moim zdaniem przy tak dużej wycieczce to niewielka pomyłka.
Szczerze? Ernest planował trasę a ja mu zaufałem i nie miałem pojęcia o sytuacji w Mali na północy. Kiedy dwa dni przed wyjazdem kolega napisał że jest zadyma na północy od razu zapytałem Ernesta co z naszym wyjazdem. Odpowiedział że omijamy te tereny z daleka i że nie mam co panikować. Powiedziałem mu że zawracam jeśli poczuję się niebezpiecznie. Jak powiedziałem tak zrobiłem. On miał rację ze swojego punktu widzenia bo nie wjechał ostatecznie w niebezpieczne tereny. Ja zawróciłem bo uznałem że lepiej posłuchać tych co nas ostrzegają.
Awatar użytkownika
zimny
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2901
Rejestracja: 28.08.2010, 08:30
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Garwolin

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: zimny »

wilczek pisze:Skalpel, i podobnie myślący. Nie wszystko z wyobrażeń jest w realu tożsame. Napisze tak: pare lat temu, samochodem terenowym, w dwie pary pojechaliśmy na Krym. Europa, cywilizacja. Przestrzegano nas przed policja i mafia "drogowa". Uznaliśmy , ze mimo to jedziemy. Super miesiąc. Wracamy i 70km za Odessa , wieczorem umiera serce terenowki. Jesteśmy uziemieni przy trasie międzynarodowej. Po paru minutach z " nikad" pojawia sie w kilku autach kilkunastu "piratów" . Uzbrojeni, my nie. Nas dwóch i dwie dziewczyny. Po chwili "razgawora" nie mieliśmy złudzeń co zrobią z dziewczynami, ize nikt nigdy naszych zwłok nie znajdzie. Wiesz co sie czuje widząc oprawców i będąc bez szans? Jak nie miałeś obrzyna przy skroni , to nie wiesz i obys tegonigdy nie doświadczył. Pewność ze zginiesz a najpierw zobaczysz jak kilkunastu patroszy Twoja kobiete , to nie film, to rzeczywistość , bezradność. Uratował nas przypadek
Ja pierd....., wilczek, nigdy takiej akcji nie przeżywałem i mam nadzieję że nigdy nie będę. Próbuję sobie to wyobrazić...bezradność, to chyba najgorsze uczucie.

Nie komentuję dalej decyzji bo i tak napisałem co myślę, więcej nie trzeba.

Marek, kiedy możemy spodziewać się początku relacji? Będziesz pisał swoje spojrzenie czy moment do którego byliście z Neno opiszecie wspólnie? Ja szczególnie ciekaw tych samotnych powrotów przez taki kawałek Afryki..

Czekamy :grin:

A tymczasem powracając do meritum. Przeklejam wpis Neno sprzed 7 godzin z Facebooka dla tych którzy nie mają/nie lubią. Ja też niezbyt lubię ale chociażby dla takich celów praktycznych pozostawiłem konto.

(...)
By tu dojechać spędziłem długie godziny na komisariacie. Każda równie długa a było ich aż 4. Tyle samo ile kolejnych oficjeli odwiedzających klimatyzowane biuro w którym mnie posadzono i kazano czekać na tego ostatniego, właściwego. Sprawdzano mi telefon,bagaże, kartę kredytową. Wszystko to ze względów bezpieczeństwa, mojego, mieszkańców i podobno innych turystów, których jak sami przyznali dawno tu nie było. Upewnili się, że na pewno jestem turystą, że te nawigacje, kamery, GPS Spoty nie posłużą mi do tego by zdradzić Al-Kaidzie pozycje ich wojsk, które co tu ukrywać będę mijał. Zostałem pouczony by nie robić żadnych zdjęć dla tych pozycji, nie kręcić materiału video.
Klima wiała tak, że przeniosłem się pod ścianę by nie siedzieć na jej wywiewie który dół jak oszalały wybitnie zimnym powietrzem.
W końcu po tej całej zawiłej procedurze, którą zniosłem bezstresowo o co zadbali wojskowi mogłem ruszyć dalej.
Pierwsze kilometry to nudna dojazdówka, liczne kontrole – od tych ukrytych w lesie z zamaskowanymi wozami bojowymi, po zwykłe, oficjalne posterunki. Na tym posterunku nie podoba się interkom, na kolejnym nawigacja, na trzecim za długi nóż a na kolejnym kamera przy kasku. Wszystko to spowalnia mnie niesamowicie. Ale w końcu przekraczam ostatni posterunek. Dalej już na pewno nie będzie żadnego, nie w takiej głuszy. Przynajmniej tak się pocieszam. Brody przez wyschnięte rzeki, betonowa nawierzchnia i będąca w przewadze czerwona – szutrowa , tak mniej więcej wyglądało pierwsze 20km trasy. Dalej już tylko piach i piach. W każdej postaci – rozjeżdżony przez zaprzęgi, motorowery, motocykle i ułożony naturalnie - przez wiatr, gładki i kopny, to twardy który przelatywałem bez strachu. W końcu przyszła pierwsza wywrotka, pierwsze problemy nawigacyjne. Droga rozchodzi się na 3 strony a miejscowi i tak każą jechać na przełaj, bo tam, gdzieś za 2 km będzie lepsza droga prowadząca do miasta. Ale ja nie chcę do miasta!!! Z miasta to ja tu przyjechałem.
Zawracam. Zatrzymuje mnie dwudziestokilkuletni młodzieniec na swoim motorku. Pyta czy może pomóc, gdzie jadę, skąd jestem itp. itd. Zaprasza do siebie bo ma camping. Szybka negocjacja ceny i za 2 euro mam dla siebie dach, materac i moskitierę oraz wodę do kąpania ile tylko chcę. Wchodzę w to bez zastanowienia gdy dowiaduję się, że jest to w centrum wioski a z dachu jest wspaniały widok na domy pierwszych Dogonów, domy wykute w skale pośrodku wysokiego na 80-100m urwiska. Jedziemy. Jest już późne popołudnie gdy dojeżdżamy do celu. Okazuje się bowiem iż wioska oddalona była o kilka km drogi, drogi usłanej piachem. Mój nowy przyjaciel dość sprawnie przemieszczał się po tej nawierzchni, ja, ciężkim motocyklem, bez umiejętności ledwo dawałem sobie radę czasem wręcz na mnie czekał gdy stracił mnie z zasięgu wzroku.
Wioska... nie do opisania. Z opowieści młodzieńca wiem, że jeszcze dwa lata temu było tu mniej więcej tylu turystów ilu mieszkańców. Dziś widzę tylko zniszczone kupy sprzętu, wszystko pokryte grubą warstwą kurzu, biedę i tą nadzieję jaką im przyniosłem swoim pojawieniem się. Można to chyba porównać do człowieka siedzącego na pustyni z litrem wody w bukłaku, który wie, że na długo mu już wody nie starczy i nagle, na czoło spada mu kropelka wody, która może zwiastuje deszcz a może i nie... Ostatni biały człowiek widziany był tu 7-8 tygodni temu a jeszcze przedtem nie było tu żywej białej duszy przez około 2-3 miesiące. A jest tu naprawdę bezpiecznie. Wszystko otoczone kordonem wojsk, liczne posterunki i to jak mnie sprawdzali pozwalało żyć w przekonaniu, że jestem bezpieczny. O tym samym zapewniał mnie i naczelnik u którego spędziłem 4h na przedmieściach Mopti, to samo mówili mi wojskowi w punktach gdzie mnie sprawdzano, to samo mówią mieszkańcy wioski. Tak samo czuję się i ja, nie wiem o co bicie tej całej piany. Jeśli wojna będzie to raczej daleko na północ – 50 a może 150km stąd. No ale cóż...
Wieczorem Boubacar składa mi propozycję, żebym jutro zostawił mój motocykl, wsiadł razem z nim na jego motorower i podjedziemy kawałeczek a dalej już pieszo oprowadzi mnie po miejscach tak tłumnie odwiedzanych do niedawana, do miejsc które teraz żyją własnym życiem, bez turystów, bez pieniędzy z turystyki płynącej. A jak się im żyje? A jak ma się żyć ludziom których przychód do niedawna wynosił około 600-700euro na dobę ( piszę tu o ośrodku) a teraz odwiedza ich 4 osoby na rok. Wszystko stoi i czeka, wszystkie do tej pory pieniądze zarobione zostały zainwestowane w infrastrukturę – baterie solarne by turyści mieli żarówkę w nocy, prysznice ( choć ja dostałem tylko wiadro i kubek do polewania się nim ale mi akurat to podobało się najbardziej), kuchnia do przygotowywania posiłków. Wszystko to teraz stoi i czeka lepszych czasów.
A my żyjemy jak dawniej, zresztą zostań u nas na kilka dni a sam zobaczysz, dla Ciebie nie będzie tańców z maskami, nie będzie sztucznych zachowań, nie będzie przebierania się za szamana i wróżenia z dymu. Usiądziesz w cieniu drzewa i poobserwujesz – mówił mi Boubacar
I kto wie czy tak nie zrobię, zobaczymy – odpowiedziałem

Cena wysoka więc po tragach ustalamy taką niższą, specjalną dla przyjaciół (25% pierwotnej ceny) bo od wczoraj tak się tu czuję i dodatkowo następnego dnia kolejna wycieczka za darmo, krótsza ale za darmo.
Ok, niech będzie – odpowiadam wyciągając banknot z portfela. Tyle rzeczy w życiu sobie już odpuściłem, tylu miejsc nie poznałem tak naprawdę, będą już u ich wrót , że teraz nie odpuszczam.
Noc. Na dach wchodzę nie po schodach, nie po drabinie a po specyficznym wejściu. Dość cienkie drzewo w którym wyrzeźbiono za pomocą dłuta małe, nieporęczne schodki. Układam się na nieco już wysłużonym materacu, pod cienką narzutą, dodatkowo zabezpieczony nieco dziurawą i przykurzoną moskitierą zamocowaną na przysłowiową „sztukę”. Leżę tak i rozmyślam o tym co za mną, co przede mną, jak idzie dla Marka wracającego już do domu, podziwiam niebo, gwiazdy i wsłuchuję się w gwar wioski która jeszcze długo nie uspypia. Gdzieś w oddali zaczyna rżeć osioł i już po kilku sekundach rżą wszystkie osły w kilku sąsiadujących tu wioskach, a hałas potęgowany jest donośnym echem odbijanym od pionowej skały. Niesamowite wrażenie. Już dla tej tylko chwili warto było jechać te tysiące kilometrów i zapłacić te kilka euro za noc w tym właśnie miejscu. Magia!
4 rano, nawoływania muzułmańskie do modlitwy budzą mnie w najlepsze. Ale to dobrze bo jest wspaniałe rześkie powietrze a ja mam jeszcze 2h by pogapić się w jeszcze wspanialsze niż wieczorem niebo. Raj dla oczu, dla serca, dal duszy!

Mój przewodnik zabieram mnie na sam szczyt urwiska Bandiagara, na 7-8h treking przez leżące nad Krajem Dogonów urwisko. Ich historia sięga XXIw. A jak mieszkają dziś – pewnie bardzo podobnie. Piszę pewnie nie dlatego, że nie wiem jak mieszkają dziś – nie wiem jak mieszkali dawniej.
Kraj Dogonów to kraina w Mali, położona u stóp potężnego uskoku zwanego Bandiagara. Kilkanaście wiosek z których większość prawie styka się granicami, dopiero patrząc na nie wysoko z góry widać, że to oddzielne człony. Co je dzieli ? Na pewno studnie. Każda wioska ma jedną, te większe, bogatsze dwie. Wspólny telewizor, w większych wioskach jest ich kilka. Podłączone do generatora raz na jakiś czas pozwalają obejrzeć film czy wspólnie przeżyć jakieś widowisko sportowe. Są połączone piaszczystą wąską dróżką wiodącą wśród pól uprawnych. Uprawia się tu min. milet, roślinę która sięga korzeniami powstania ich tradycji, ich rodu. Widywałem także przeróżne zboża, cebulę, paprykę i inne warzywa. Jest targ odbywający się raz w tygodniu, w niedzielę, mniej więcej w połowie długości urwiska, tak by każda z rozciągniętych na ponad 40km długości wiosek miała równe szanse by tam się dostać.
Ludzie mieszkają w chatkach, bo trudno to nazwać domami czy budynkami, z gliny i słomy miejscami tylko wzmocnione drewnianymi kijami wtykanymi tu i ówdzie. Oczywiście wszystko przemyślane tak, że stoi dziesiątki lat albo i dłużej. Na dachu takiego budynku dane mi było spać i mimo że czułem, że nie ma to sztywności betonowego stropu, całość wyraźnie uginała się pod moim ciężarem to byłem bezpieczny. Wiedziałem, że rano obudzę się na dachu a nie w środku, na podłodze. Na dachach suszy się także plony, pranie, rozkłada baterie słoneczny by naładować na długą bo trwającą 12h noc akumulatory skąd pobiera się energię do zasilania żarówek czy radia.
Mój pobyt tam trwał około 3 dni i nie zauważyłem tam żadnego samochodu. Transport odbywa się tylko motocyklami i motorowerami lub zaprzęgami – głównie z wykorzystaniem osłów. Kuchnie gazowe odkąd zniknęli turyści stoją nieużywane bowiem lokalna ludność nie ma pieniędzy by je napełnić. Bo tychże nie wymienia się na nowe jak u nas tylko co jakiś czas przyjeżdża samochód z gazem, z wagą i sprzedaje tyle kilogramów ile kupujący potrzebuje. Teraz wszystko przygotowuje się w ognisku, nad ogniskiem lub na specjalnych paleniskach gdzie umieszcza się czajnik czy garnek. Te ostatnie opala się węglem drzewnym który kupuje się w sklepie a którego Mali jest znaczącym producentem. Ogólnie – cisza, spokój, rano dzieci idą do szkoły, a dorośli wyganiają bydło na pastwiska a sami idą na pole. Jest spawarka i człowiek który ją obsługuje, są psy, koty. Mnóstwo ludzi wyplata kosze, inni zajmują się rzeźbiarstwem czy inną sztuką ludową. Większość na sprzedaż, tylko komu...
W sąsiedztwie mieszkają wyznawcy 3 religii, w przewadze są muzułmanie których nawoływania do modlitwy o 4 rano budziły mnie donośnym echem i pozwalały obserwować poranne, pełne gwiazd niebo, są animiści których wioskę odwiedziłem i jeszcze jedno wyznanie którego nazwy nie udało mi się zapamiętać.

Zaznałem tam wiele przyjaźni, Dogonowie to wspaniali otwarci ludzie. Bardzo chętnie opowiadają o swojej historii, o sobie, pokazują jak żyją. W zamian za to wszystko, za to jak się tam czułem, za to jak mnie traktowali zaproponowałem, że zrobimy sobie wspólnie spaghetti. Na mój koszt. Wysupłałem więc odpowiednio niską sumę pieniędzy wręczyłem ją dla kolejnego poznanego mieszkańca wioski Ende i Baba popędził 2 wioski dalej po makaron, 3 wioski dalej po mięso, przyprawy, cukier i herbatę. Wrócił po około 45 minutach a my w tym czasie przygotowaliśmy palenisko. W zasadzie to ja leżałem gdyż Boubacar nie pozwolił mi dotknąć niczego więcej niż aparatu – w końcu ja tam byłem gościem. Nastawił wodę, mył naczynia a mnie co chwila polewał tylko zimną wodą ze studni bo wiedział, że to lubię. Genialni ludzie! Gdy tylko zauważyli, że mój twardy niezwykle niewygodny leżak zaczął wystawać na słońce wyganiali mnie z niego i przestawiali w cień a jeśli nie było jak , przenosiliśmy się z całym majdanem w inne miejsce, po to tylko bym mógł obserwować jak gotują bowiem wiedzieli, że jestem tego bardzo ciekawy.
Przygotowanie przypraw do powrót do XIXw, co tu pisać, proszę popatrzeć na zdjęcia!
A jak smakowało – nie wiem jak mięso bo nie przepadam, zjadłem tylko makaron z sosem. Pikantne, mocno ziołowe, specyficzne. Nie było to spaghetti bolognese ale miski zostały wyczyszczone przez moich nowych przyjaciół i ich znajomych w ciągu kilku minut. Całość, jak to w Afryce, trwała niezwykle długo bo ponad 4h!
Tuż przed odjazdem zauważyłem lokalnego artystę który zaczynał coś malować na płótnie. Spytałem go (przypominam, że cały czas porozumiewamy się na migi, bawiąc się w kalambury, rysując na piasku lub łamaną angielszczyzną) czy ma jakąś koncepcję już , mniej więcej wytłumaczył mi co to będzie – tak tylko jak to możliwe gdy porozumiewa się starszy człowiek znający tylko lokalny język z białym turystą na migi. Pomysł spodobał mi się na tyle, że już po chwili negocjowałem z nim cenę, bowiem z każdego wyjazdu staram sobie przywieźć coś co mi się będzie kojarzyło z daną osobą, miejscem, przygodą. Tym razem dane mi było wziąć udział w przygotowaniu barwników, i samym już graficznym tworzeniu dzieła. Gdy skończyły się już proste wzorki zostawiłem mego artystę samego ze swoim dziełem i poszedłem dalej delektować się afrykańską herbatą. Ta parzona był przez Dogonów w małym czajniczku, po czym do dużej ilości cukru w filiżance wlewano napar i przelewano z powrotem do czajniczka. Taka procedura, bez dosypywania już jednak cukru trwała kilka minut, podczas których napój herbaciany tracił temperaturę a zyskiwał duża ilość piany. Podobno prawdziwy mężczyzna musi wypić 3 czajniczki wywaru z tej samej herbaty, pierwszy jest wybitnie mocny, drugi jest mocny a dopiero ten ostatni jest w swojej intensywności podobny do naszej tradycyjnej herbaty. Udało mi się, oczywiście wspólnie z moimi gospodarzami wypić te 3 czajniczki co trwało na tyle długo, że moja pamiątka zdążyła się wysuszyć.
Wyjechałem biedniejszy o kilka euro, za to bogatszy o nowe znajomości, nowe doznania, o wiedzę, z wiarą w ludzi, w czarnych ludzi !


(...)

Pozdrawiam
zimny
Trampkarz emeryt.
DL1000 AL8
sky
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 734
Rejestracja: 14.06.2008, 08:39
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Józefów k. Otwocka

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: sky »

Jak czytam co się zaczyna dziać, to wolałbym żeby Ernest wracał.
Z tego co pisze, to na razie ma "spokój". Niestety państwa europejskie powoli zaczynają wyciągać łapy w rejon Mali.
Link do art poniżej:
http://konflikty.wp.pl/kat,1020223,titl ... caid=1f8e6
Marcin 'sky' Przybylski
--
Czterdzieści lat na karku, często zachowuję się jak nastolatek, jeżdżę motocyklem... Czy to w końcu kryzys wieku średniego?
Awatar użytkownika
Remi
wypruwacz wydechów
wypruwacz wydechów
Posty: 1073
Rejestracja: 19.09.2008, 17:46
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Bartoszyce
Kontakt:

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: Remi »

Nawet jak się zacznie to nie powinno rozprzestrzenić się na południowe Mali. To naprawdę spory obszar do tego poprzecinany rzekami. Niebezpiecznie może być tylko tam gdzie Ernest już był. Południowe Mali sprawia wrażenie bezpiecznego i czułem się tam bardzo dobrze, chyba najlepiej na całej trasie nawet jak wracałem samotnie. Jednak punkty kontrolne w Mali są bardzo nieszczelne bo my spokojnie przejezdzalismy je na pyłnym gazie słysząc tylko gwizdki za sobą a zazwyczaj nikt nawet nie zwracał uwagi. Największe zamieszanie na PK w Mali zauważyłem kiedy jechałem po zmroku w pobliżu Bamako ale i tak się nie zatrzymałem bo nie uśmiechało mi się spanie na posterunku. Jestem w trakcie pisania wlasnej relacji chociaż będzie to raczej opowiadanie. Jeśli się nie zniechęce to tekst będzie gotowy pod koniec tygodnia. Zdjeć mam mało bo Neno mial dwa aparaty i uznałem że skoro cyka mi foty to wolę w tym czasie poleniuchować ;) będzie dużo filmów bo DRIFT okazał się bardzo wygodnym sposobem zapisu trasy.
a na zachętę zapraszam na przejażdżkę przez jedną z większych Mauretanskich miejscowości :)
Awatar użytkownika
wycior1970
naciągacz linek
naciągacz linek
Posty: 73
Rejestracja: 13.09.2012, 23:43
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Kalisz

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: wycior1970 »

Wpis z Facebook'a czytałem z wypiekami na twarzy. Szkoda tylko, że to wszystko jest odcięte od świata tymi wszystkimi wojnami.
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: Neno »

tiarek pisze:Pisali wczesniej o tej niepewnej sytuacji w afryce... Bylo na zasadzie "mamy nadzieje, ze nas to nie bedzie dotyczyc". No, ale sorry jakbym na miejscu uslyszal od miejscowej ludnosci to tez bym spieprzal :d Co innego poslychac/poczytac na ten temat, a co innego jak zajezdzasz na miejsce i przypadkowy kolo mowi ci "zawracaj, albo nigdy nie wrocisz"
Jedyną osobą która mogła tak powiedzieć był dziennikarzyna głodny sensacji, reszta wyznaczała nam granicę bezpieczeństwa ZA Krajem Dogonów. Powtarza ZA !
Ja dojechałem do połowy ich "kraju" i tam nawet wojsk nie było widać.
Kordony szczelne, nie do przejechania zaczęły się Remi tuż za tym miejscem gdzie udzielałeś wywiadu. Stało kilku żołnierzy na drodze i szybciej byś usłyszał świst kuli niż gwizdek.
Co do budżetu, ja miałem taki jak uzgodniliśmy +100euro ponad plan na wypadek godziny Z. Do tej pory nie wyszedłem poza budżet ( kasa na powrót odłożona) i jeśli wyjdę poza planowaną sumę to tylko dlatego, że zostałem dłużej i sobie nie żałuję, że przywiozę kupę pamiątek. Więc bajki o złym planowaniu proszę schować wiadomo gdzie, i to głęboko. Planowania odwiedzanych miejsc nie było bo pomaga nam Mirmil, któremu tu serdecznie chciałem podziękować. Remi nie miał na to czasu a ja tym bardziej. Dlatego co dzień jestem zrzucany SMSami od Mirmila ,ze dziś mogę zobaczyć to w tym miejscu a tamto - w tamtym. Tak samo przez Europę wiedzieliśmy jaka będzie pogoda, żeby w góry się nie pchać bo pada itp. itd.
Fajnie mieć takiego Anioła stróża. Mirmil - dzięki.
Remi - Tobie dzięki za wspólny wyjazd.
Nic to, śmigam dalej. Wracać zacznę za klika dni. Na razie mi się nie spieszy. W razie jak mnie nie wpuszczą do Mali wrócę przez Gwinee i Senegal. Najważniejsze jest to by nie padał śnieg na mojej trasie, reszta jest mniej istotna.
Pozdrawiam wszystkich !
Awatar użytkownika
Remi
wypruwacz wydechów
wypruwacz wydechów
Posty: 1073
Rejestracja: 19.09.2008, 17:46
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Bartoszyce
Kontakt:

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: Remi »

hehe...jestem widocznie rozrzutny ;)
ale faktycznie po dokladnym przeliczeniu wykroczylem tylko kilkaset zł ponad budżet. Zapomniałem że mialem mniej kasy na starcie.
Mi zabrakło w Maroko bo autostrady płatne i Sahara pod wiatr więc spalanie około 8l na 100 to bylo minimum. Doszły jeszcze koszty nieprzewidziane czyli mandat w Hiszpanii 40 euro no i jedzenie bo skończyły się zapasy.
Awatar użytkownika
Cenio
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 200
Rejestracja: 25.03.2010, 11:04
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Maków Podhalański

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: Cenio »

Niech admini zmienią Neno podpis pod awatarem z pałującego w lesie, na pałującego w Afryce :cool:
Dawniej NotariuS
Awatar użytkownika
Neno
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2484
Rejestracja: 15.03.2010, 18:37
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Zambrów

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: Neno »

Remi pisze: Zapomniałem że mialem mniej kasy na starcie.
Mniej niż założyliśmy, bo to akurat ważne w tym sformułowaniu.
Ja zawsze biorę kilka zł więcej - tym razem było to 100 euro na wypadek jakiejś wtopy. Za pewne je wykorzystam.
Jedyne co było źle zaplanowane w naszym kosztorysie to spalanie, które wyniosło więcej niż zakładaliśmy.
Teraz już nawet nie liczę ile pali. Leję i jadę.
Awatar użytkownika
zimny
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2901
Rejestracja: 28.08.2010, 08:30
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Garwolin

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: zimny »

Neno pisze:Teraz już nawet nie liczę ile pali. Leję i jadę.
A i tak spali wszystko co wlejesz a na końcu będzie chciał więcej bo jak nie to :dupa:
:wink:

Trzeba 650-tce przyznać że to ochlejus jest.
Trampkarz emeryt.
DL1000 AL8
Awatar użytkownika
MADRAFi
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1382
Rejestracja: 27.07.2011, 19:06
Mój motocykl: BMW GS
Lokalizacja: Warszawa (Ursus)

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: MADRAFi »

Poza roznicach w motocyklach, Remi jechal z kuframi, Neno z sakwami ktore sa bardziej oble. Mysle ze to mialo wplyw na roznice w spalaniu.
Powiem szczerze ze co jak co ale dla mnie to bylo zdziwko ze w afryce "autostrady" sa platne bo w naszym rozumieniu autostrada to nie jest :D
Roxi
Czytacz
Czytacz
Posty: 6
Rejestracja: 02.08.2012, 18:06
Mój motocykl: nie mam jeszcze TA

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: Roxi »

wilczek pisze:A wypowiedzi typu Roxi, teraz Skalpel( sorka, bo bardzo Cie lubię, jak cały Breslau) w tych okolicznościach jakie opisał Remi, budzą u mnie uśmiech politowania. Takie teksty o decyzjach "podrozniczych" moze pisać malkontent w kapciach.
Dziwne tu macie zwyczaje koledzy. Wcale nie jestem przeciwnikiem tej wyprawy. Wpierw bez zrozumienia mi ktoś coś tłumaczy. Później na priv dostaje ostrzeżenie od adminów, następnie usunięte sa posty a po odebraniu mi głosu pisze ktoś, że go śmieszę. Szanujmy się może w dwie strony.

Z tego co pamiętam, to i tak wyszło na to, że miałem rację. Twierdziłem, że pisanie o powrocie z powodów "tęsknoty" spowoduje negatywną ocenę Marka i było to niepotrzebne. Nawet największa fanka Nena dawała laiki pod obraźliwymi komentarzami, co zostało usunięte,. Takiej eskalacji konfliktu chyba nikt nie chciał i nikomu nie była potrzebna. Teraz się wszystko wyjaśniło i ok.

Tak swoją drogą koledzy to proponuje trochę wyluzować. Jak jest wyprawa, to że są spekulacje, dyskusje i komentarze, to rzecz normalna. One tylko potęgują zainteresowanie i dramaturgię wydarzeń i relacji. Pomijam oczywiście chamstwo. Czym więcej odcieni tym barwniej i ciekawiej. Nadmiar cukru we krwii jest toksyczny:)

Pozdrawiam kolegów i życzę powodzenia w powrocie:)
marek79
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 464
Rejestracja: 29.06.2010, 11:05
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: marek79 »

Mam nadzieję że koledzy zrobią spotkanie będą opowiadać pokazywać zdjęcia.
Chyba że spotkamy się w marcu w Gdyni :blush:
Awatar użytkownika
MADRAFi
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1382
Rejestracja: 27.07.2011, 19:06
Mój motocykl: BMW GS
Lokalizacja: Warszawa (Ursus)

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: MADRAFi »

Mozesz byc pewien ze Neno sie tam pojawi, czy bedzie tam pokazywal swoja wyprawe niewiadomo ale jako widz na pewno :D
Korzen
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 645
Rejestracja: 09.06.2009, 13:55
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Siedlce

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: Korzen »

Roxi.
Przyjmij moje przeprosiny za wszystkich.
Każdy ma swoje zdanie i każdy powinien je szanować.
Ty dodatkowo zostałeś zbesztany tylko dlatego, że jesteś nowy.
A nie tak tutaj nowych witamy.
Witamy ich symbolicznie. O tak! :dupa:


A ta fanka.... Też mnie irytuje :mouthshut:
I ciekaw jestem, który nazwę go po imieniu DUPEK skasował Twoje posty...
Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym. Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym terminie. Ponadto autor zastrzega sobie prawo zmiany poglądów bez podawania przyczyny.
Awatar użytkownika
ostry
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 3966
Rejestracja: 12.06.2008, 21:52
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Kraśnik
Kontakt:

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: ostry »

Jam Ci jest ten DUPEK.
Wpisy Roxi'ego wyleciały nie dlatego że były to wpisy Roxi'ego ani tym bardziej dlatego że jest nowy. Myślałem że sobie to wyjaśniliśmy na PW... jeśli zbyt nieczytelnie się określiłem to poproszę o wyjaśnienie kwestii niezrozumiałych.
Gwoli wyjaśnienia (nie tłumaczenia), sprzątałem cały "kibel" jaki niepotrzebnie powstał przez domysły i gorącą krew co poniektórych więc pozostawienie wpisów wybiórczo stworzyło by jeszcze większy zamęt, to chyba zrozumiałe?
Fajnie że sobie tutaj wyjaśniliście pewne rzeczy i że broń została złożona, mam nadzieję...
Przy okazji proszę aby nie rozniecać kolejnej dyskusji tym razem o tym "czyja racja była mojsza a czyja twojsza" i czy ja bym pojechał tak lub inaczej, tędy czy owędy. Cieszmy się lepiej tym że chłopaki żyją i są w jednym kawałku.
Osobiście czekam na kolejne wieści, zdjęcia, opisy... :thumbsup:
PD 06,RD 01,PD 06,PD 06,RD 04,PD 06,PD 10,RD 10,RD 13,PD 06,T7 ...
Awatar użytkownika
yamaha-mr
romeciarz
romeciarz
Posty: 29
Rejestracja: 31.05.2009, 11:13
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Ełk / Płock

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: yamaha-mr »

Neno pisze: do tej pory nie wyszedłem poza budżet ( kasa na powrót odłożona) i jeśli wyjdę poza planowaną sumę to tylko dlatego, że zostałem dłużej i sobie nie żałuję, że przywiozę kupę pamiątek. Więc bajki o złym planowaniu proszę schować wiadomo gdzie, i to głęboko.!
Tak trzymaj Ernest i korzystaj ile możesz :thumbsup: !!!! Najlepiej wspominam właśnie wycieczki które wykroczyły poza budżet :smile: O tym, że im dłuższa wyprawa tym lepsza, nie wspomnę !!! A po śniegu już jeździliśmy więc dasz radę :ok:
Życzę fantastycznych przygód po drodze i "do wtorku" :smile:
Awatar użytkownika
FSO
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 260
Rejestracja: 04.05.2011, 18:55
Mój motocykl: nie mam jeszcze TA
Kontakt:

Re: WAGADUGU i na pewno coś więcej ...

Post autor: FSO »

Remi pisze:
Inny świat. Też bym chciał to zobaczyć na żywo :cool:
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości