Nie na taki rajd się zapisałem 2020
: 03.03.2021, 23:01
Relacja - co napisać, jaki tytuł. Nasuwa się jeden z komentarzy Dafika:
„Nie na taki rajd się zapisałem”
Plan wyjazdu na kolejny objazd części Polski nasunął się już rok temu kiedy to razem z Dłubaczem przejechaliśmy południowo-zachodnią i zachodnią stronę Polski wzdłuż granic. Był to bardzo udany, pełen przygód wyjazd. Plan obecnie to Południowo-wschodnia i wschodnia część Polski offem, bezdrożami według przygotowanego wcześniej śladu Dłubacza. Założenia ambitne około 1800km, 7 dni.
Wiosna 2020 to trudny czas. Pierwszy ustalony termin w czerwcu był zagrożony i nie dochodzi do skutku. W ostatniej chwili Dłubacz nie dostaje urlopu. Przekładamy go na jedyny możliwy dla nas obojga, na 13 lipca. Jadę Ja-Sfędruś i Dłubacz. Na kilka dni przed proponowanym wyjazdem rozmawiamy telefonicznie z Henrym i niestety nie może z nami jechać.
Plan ambitny. Na wyjazd nie mogłem się doczekać od dłuższego czasu, jako że się przesunął to miałem czas aby w końcu zakupić kamerkę i zacząć nagrywać ulotne chwile.
Tak już przy okazji co do pisania relacji, piszę swoją pierwszą relację choć już wiele wyjazdów za mną. Zmotywował mnie do tego twórczego wysiłku Henry. Za nami kilka wspólnych wypraw. Dwa razy Libuchora i cztery razy „Takar” na Ukrainie. Trudno się zebrać do napisania czegokolwiek, wielokrotnie przekładam pisanie jednak w końcu zaczynam. Pisanie relacji to dla mnie taki off, błędy ortograficzne to jak gleba na trawie ( na szczęście mamy edytory tekstu
Część pierwsza. Dzień Pierwszy. 13 lipiec 2020 Poniedziałek
Wyjeżdżamy z Osjakowa z mojego podwórka o 6:00. Dłubacz jest punktualny a plan ambitny. Kierujemy się na południe krętymi dróżkami w dolinie Warty. Jedziemy przez Załęczański Park Krajobrazowy. W pewnym momencie dostrzegam że Dłubacz jedzie drogą która w pewnym momencie biegnie wzdłuż brzegu rzeki. Przy większym stanie wody jest ona całkowicie zalana. W tym miejscu topiły się już „Trampki“. Ostrzegam Dłubacza że nasz wyjazd może się w tym miejscu zakończyć przedwcześnie. Zmieniamy trasę, jedziemy lasem w kierunku na Załącze Wielkie, dalej Rudniki, okolice Kluczborka, Jeziora Turawskiego aż do Opola. W pewnym momencie w lesie spotykamy leśniczego, pyta nas o pozwolenie na przejazd- czyli zaczęło się, negocjacje rozpoczęte. Trochę rozmów, straszenia a na końcu uśmiechy i w drogę. Trasa śliczna, piękne szutry, pola i łany zbóż. Po około pięciu godzinach jazdy i 120km drogi docieramy do Opola.
Dlaczego jesteśmy w Opolu? Otóż rok temu (w 2019) w pierwszym dniu naszej tygodniowej wyprawy offem, Dłubacz wywraca się w lesie i łamie aluminiowy korpus pompy hamulcowej przedniego hamulca. Życzliwą pomoc znaleźliśmy u kolegi Józka który to naszą uszkodzoną pompę pospawał TIG-iem i umożliwił kontynuowanie przygody. W tym roku postanowiliśmy podziękować za okazaną pomoc. Spotykamy się w jego firmie, rozmawiamy, wspominamy, przedstawiamy plan naszego wyjazdu. Po kawie, słodyczach i krótkiej gościnie czas jechać dalej. Pamiątkowe zdjęcie i w drogę.
Jedziemy w kierunku na Prudnik, rok temu z tego miejsca pojechaliśmy na zachód, teraz z tego punktu chcemy zacząć naszą wyprawę na wschód. Wydaje nam się że to już blisko. Mijamy Opole i kiedy zjeżdżamy z asfaltu na szutry to na naszych twarzach goszczą szerokie uśmiechy. Pogoda super, jest po deszczach tak wiec dużo kałuż, dla nas to sama przyjemność jazdy w takich warunkach. Dłubacz prowadzi przez większość trasy, w pewnym momencie daje znak abym go wyprzedził, więc gazu i prowadzę ja. Jedziemy dość blisko w szyku, mijamy mnóstwo kałuż, głębokich kałuż-super!!! W pewnym momencie wyłania się otwarta przestrzeń co wywołuje wyrzut endorfin i odkręcenie gazu, pierwszy raz w tym dniu tak na maksa. Po odcinku kilkuset metrów zerkam w lusterko a tam pustka- nie ma Dłubacza!!!
Natychmiast zawracam, coś nie gra. Pod nosem pierwsze ku...! Jadąc z powrotem nic nie dostrzegam na tym prostym odcinku drogi. Jadąc dalej nagle w oddali widzę blask światła mieniącego się tuż nad ziemią. Nikogo nie widać. Już w wyobraźni widzę przyciśniętego motocyklem Dłubacza. W głowie wracają wspomnienia z przed dwóch lat (2018) kiedy połamałem obojczyk wracając z Rajdu Pałuk.
Jadę dalej, drugie k....! Nagle dostrzegam Trampka i orientuję się że jest on utopiony w kałuży aż po siedzenie. W myślach się uśmiecham- taki kłopot, to nie kłopot. Takie przygody to treść naszych podróży Sprzęgło przestało działać, kompletnie się ślizga mimo prób regulacji. Z pomocą liny i z potem na czole udaje się motocykl wyciągnąć.
Nie nadaje się on do dalszej jazdy. Dłubacz przystępuje do demontażu elementów osprzętu, tak aby dostać się do sprzęgła. To co zobaczyliśmy, jak wyglądają tarcze sprzęgła rozwiało nadzieję na dalszą jazdę.
Jak przed rokiem w pierwszym dniu wyjazdu ponownie duże kłopoty. Jest godzina około 15tej. Odniosłem wrażenie że jesteśmy na Śląsku, szybko kombinuję co robimy dalej. Nie tak dawno zamawiałem części w tym sprzęgło u Artura w Rider Parts w Zabrzu. Telefon, wyszukiwarka google i już dzwonię. Krótka rozmowa i szczęśliwie okazuje się że sprzęgło jest w sklepie w Łaziskach Górnych, umawiamy się że Artur poczeka na mnie w sklepie abym mógł je odebrać. Szybko zbieram się do jazdy, wpisuję do nawigacji adres i oto małe zaskoczenie że do celu jest 130km. Czasu nie ma zbyt wiele. No to jazda, docieram dość szybko. Odbieram sprzęgło, uszczelki, pożyczam korzystając z okazji nasadkę klucza do odkręcenia kosza sprzęgłowego. Rozmawiamy przez chwilę przy regenerującej kawie o wspólnych przygodach, ponieważ nasze drogi kiedyś również się spotkały na Ukrainie. W tym miejscu dziękuje za okazaną pomoc.
Szybki powrót, jazda autostradą A4 na kostkach Realy Cross 130km/h to jakaś masakra, hałas ogromny w kasku Enduro, dodatkowo odkręciła się śrubka od mocowania daszku potęgując hałas. Czasu nie ma zbyt wiele a jeszcze co chwila trzeba poprawiać i łapać komplet uszczelek pokrywy sprzęgła które włożone za owiewkę próbują odlecieć jak szybowiec kiedy wyprzedzam TIR-y lewym pasem.
Około godziny 19tej docieram z powrotem. Dłubacz przystępuje do wymiany sprzęgła. W tym czasie szukam kempingu na nocleg w okolicy Prudnika. Wszystko sprawnie przebiega, sprzęgło wymienione, motocykl poskładany. O godzinie 22:00 starujemy, przejeżdżamy kilkaset metrów i kolejne kłopoty. zapala się czerwona kontrolka ciśnienia oleju, gaśnie to znów miga. Jest ciemno, już noc więc nie pozostaje nic innego jak się zatrzymać. W najbliższej bocznej dróżce w lesie w którym się znajdujemy musimy nocować.
Jesteśmy potwornie zmęczeni. Nie mamy siły rozbijać namiotów. Rozkładamy jedynie karimaty i w ubraniach tak jak jechaliśmy kładziemy się spać. Noc wydawała się ciepła, zasypiam dopiero około 24:00 a już o 3:00 budzę się z zimna. Okrywam się matą piknikową i tak drzemię do rana.
„Nie na taki rajd się zapisałem”
Plan wyjazdu na kolejny objazd części Polski nasunął się już rok temu kiedy to razem z Dłubaczem przejechaliśmy południowo-zachodnią i zachodnią stronę Polski wzdłuż granic. Był to bardzo udany, pełen przygód wyjazd. Plan obecnie to Południowo-wschodnia i wschodnia część Polski offem, bezdrożami według przygotowanego wcześniej śladu Dłubacza. Założenia ambitne około 1800km, 7 dni.
Wiosna 2020 to trudny czas. Pierwszy ustalony termin w czerwcu był zagrożony i nie dochodzi do skutku. W ostatniej chwili Dłubacz nie dostaje urlopu. Przekładamy go na jedyny możliwy dla nas obojga, na 13 lipca. Jadę Ja-Sfędruś i Dłubacz. Na kilka dni przed proponowanym wyjazdem rozmawiamy telefonicznie z Henrym i niestety nie może z nami jechać.
Plan ambitny. Na wyjazd nie mogłem się doczekać od dłuższego czasu, jako że się przesunął to miałem czas aby w końcu zakupić kamerkę i zacząć nagrywać ulotne chwile.
Tak już przy okazji co do pisania relacji, piszę swoją pierwszą relację choć już wiele wyjazdów za mną. Zmotywował mnie do tego twórczego wysiłku Henry. Za nami kilka wspólnych wypraw. Dwa razy Libuchora i cztery razy „Takar” na Ukrainie. Trudno się zebrać do napisania czegokolwiek, wielokrotnie przekładam pisanie jednak w końcu zaczynam. Pisanie relacji to dla mnie taki off, błędy ortograficzne to jak gleba na trawie ( na szczęście mamy edytory tekstu
Część pierwsza. Dzień Pierwszy. 13 lipiec 2020 Poniedziałek
Wyjeżdżamy z Osjakowa z mojego podwórka o 6:00. Dłubacz jest punktualny a plan ambitny. Kierujemy się na południe krętymi dróżkami w dolinie Warty. Jedziemy przez Załęczański Park Krajobrazowy. W pewnym momencie dostrzegam że Dłubacz jedzie drogą która w pewnym momencie biegnie wzdłuż brzegu rzeki. Przy większym stanie wody jest ona całkowicie zalana. W tym miejscu topiły się już „Trampki“. Ostrzegam Dłubacza że nasz wyjazd może się w tym miejscu zakończyć przedwcześnie. Zmieniamy trasę, jedziemy lasem w kierunku na Załącze Wielkie, dalej Rudniki, okolice Kluczborka, Jeziora Turawskiego aż do Opola. W pewnym momencie w lesie spotykamy leśniczego, pyta nas o pozwolenie na przejazd- czyli zaczęło się, negocjacje rozpoczęte. Trochę rozmów, straszenia a na końcu uśmiechy i w drogę. Trasa śliczna, piękne szutry, pola i łany zbóż. Po około pięciu godzinach jazdy i 120km drogi docieramy do Opola.
Dlaczego jesteśmy w Opolu? Otóż rok temu (w 2019) w pierwszym dniu naszej tygodniowej wyprawy offem, Dłubacz wywraca się w lesie i łamie aluminiowy korpus pompy hamulcowej przedniego hamulca. Życzliwą pomoc znaleźliśmy u kolegi Józka który to naszą uszkodzoną pompę pospawał TIG-iem i umożliwił kontynuowanie przygody. W tym roku postanowiliśmy podziękować za okazaną pomoc. Spotykamy się w jego firmie, rozmawiamy, wspominamy, przedstawiamy plan naszego wyjazdu. Po kawie, słodyczach i krótkiej gościnie czas jechać dalej. Pamiątkowe zdjęcie i w drogę.
Jedziemy w kierunku na Prudnik, rok temu z tego miejsca pojechaliśmy na zachód, teraz z tego punktu chcemy zacząć naszą wyprawę na wschód. Wydaje nam się że to już blisko. Mijamy Opole i kiedy zjeżdżamy z asfaltu na szutry to na naszych twarzach goszczą szerokie uśmiechy. Pogoda super, jest po deszczach tak wiec dużo kałuż, dla nas to sama przyjemność jazdy w takich warunkach. Dłubacz prowadzi przez większość trasy, w pewnym momencie daje znak abym go wyprzedził, więc gazu i prowadzę ja. Jedziemy dość blisko w szyku, mijamy mnóstwo kałuż, głębokich kałuż-super!!! W pewnym momencie wyłania się otwarta przestrzeń co wywołuje wyrzut endorfin i odkręcenie gazu, pierwszy raz w tym dniu tak na maksa. Po odcinku kilkuset metrów zerkam w lusterko a tam pustka- nie ma Dłubacza!!!
Natychmiast zawracam, coś nie gra. Pod nosem pierwsze ku...! Jadąc z powrotem nic nie dostrzegam na tym prostym odcinku drogi. Jadąc dalej nagle w oddali widzę blask światła mieniącego się tuż nad ziemią. Nikogo nie widać. Już w wyobraźni widzę przyciśniętego motocyklem Dłubacza. W głowie wracają wspomnienia z przed dwóch lat (2018) kiedy połamałem obojczyk wracając z Rajdu Pałuk.
Jadę dalej, drugie k....! Nagle dostrzegam Trampka i orientuję się że jest on utopiony w kałuży aż po siedzenie. W myślach się uśmiecham- taki kłopot, to nie kłopot. Takie przygody to treść naszych podróży Sprzęgło przestało działać, kompletnie się ślizga mimo prób regulacji. Z pomocą liny i z potem na czole udaje się motocykl wyciągnąć.
Nie nadaje się on do dalszej jazdy. Dłubacz przystępuje do demontażu elementów osprzętu, tak aby dostać się do sprzęgła. To co zobaczyliśmy, jak wyglądają tarcze sprzęgła rozwiało nadzieję na dalszą jazdę.
Jak przed rokiem w pierwszym dniu wyjazdu ponownie duże kłopoty. Jest godzina około 15tej. Odniosłem wrażenie że jesteśmy na Śląsku, szybko kombinuję co robimy dalej. Nie tak dawno zamawiałem części w tym sprzęgło u Artura w Rider Parts w Zabrzu. Telefon, wyszukiwarka google i już dzwonię. Krótka rozmowa i szczęśliwie okazuje się że sprzęgło jest w sklepie w Łaziskach Górnych, umawiamy się że Artur poczeka na mnie w sklepie abym mógł je odebrać. Szybko zbieram się do jazdy, wpisuję do nawigacji adres i oto małe zaskoczenie że do celu jest 130km. Czasu nie ma zbyt wiele. No to jazda, docieram dość szybko. Odbieram sprzęgło, uszczelki, pożyczam korzystając z okazji nasadkę klucza do odkręcenia kosza sprzęgłowego. Rozmawiamy przez chwilę przy regenerującej kawie o wspólnych przygodach, ponieważ nasze drogi kiedyś również się spotkały na Ukrainie. W tym miejscu dziękuje za okazaną pomoc.
Szybki powrót, jazda autostradą A4 na kostkach Realy Cross 130km/h to jakaś masakra, hałas ogromny w kasku Enduro, dodatkowo odkręciła się śrubka od mocowania daszku potęgując hałas. Czasu nie ma zbyt wiele a jeszcze co chwila trzeba poprawiać i łapać komplet uszczelek pokrywy sprzęgła które włożone za owiewkę próbują odlecieć jak szybowiec kiedy wyprzedzam TIR-y lewym pasem.
Około godziny 19tej docieram z powrotem. Dłubacz przystępuje do wymiany sprzęgła. W tym czasie szukam kempingu na nocleg w okolicy Prudnika. Wszystko sprawnie przebiega, sprzęgło wymienione, motocykl poskładany. O godzinie 22:00 starujemy, przejeżdżamy kilkaset metrów i kolejne kłopoty. zapala się czerwona kontrolka ciśnienia oleju, gaśnie to znów miga. Jest ciemno, już noc więc nie pozostaje nic innego jak się zatrzymać. W najbliższej bocznej dróżce w lesie w którym się znajdujemy musimy nocować.
Jesteśmy potwornie zmęczeni. Nie mamy siły rozbijać namiotów. Rozkładamy jedynie karimaty i w ubraniach tak jak jechaliśmy kładziemy się spać. Noc wydawała się ciepła, zasypiam dopiero około 24:00 a już o 3:00 budzę się z zimna. Okrywam się matą piknikową i tak drzemię do rana.