Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
geloff
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 45
Rejestracja: 27.06.2013, 14:50
Mój motocykl: XL650V

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: geloff »

Dzień 10 Wtorek 7.07.2015

Resztka nocy mija szybko. Na szczęście słońce świeci na przeciwną stronę budynku, dzięki czemu w pokoju nie jest gorąco i po przebudzeniu możemy jeszcze trochę poleżeć. Powoli jednak podnosimy się z łóżek i zaczynamy poranną, przedwyjazdową krzątaninę. A dzisiaj mamy co robić: Trzeba wysuszyć to, co wyczyściliśmy z błota wcześniej i wyczyścić to, co jeszcze jest brudne.
W słońcu nie ma problemów z suszeniem ale znajdujemy lepsze rozwiązanie. W budynku obok znajduje się sprężarkownia. Ze sprężarki dmucha gorące powietrze a nad urządzeniami rozciągnięte są sznury do suszenia prania. Kierowcy ciężarówek nie mają za dużo czasu na suszenie więc patent jest sprawdzony.

Obrazek

Wybetonowane podwórko potęguje efekt działania słońca, ciężko wyjść na zewnątrz bez przymykania oczu. Do tego jest niemiłosiernie gorąco. Motocykle stoją w cieniu, idziemy oszacować straty po wczorajszej, nocnej przeprawie.

Koledzy nie odnotowali strat, u mnie zauważam jedynie lekko wgięte od strony stelaży kufry. Po kilku wywrotkach to niewiele.
Korzystając z okazji zajmuję się drobnymi usterkami, które objawiły się wczoraj: Przełącznik światła stopu w klamce oraz gaśnięcie silnika przy maksymalnym skręcie kierownicy.

Obrazek

Obrazek

Przełącznik działa po wyczyszczeniu a rozłączanie zapłonu jest kwestią poluzowanego przewodu. Tak więc po kilkunastu minutach trampek jest gotowy na kolejne przygody.
Mam chwilową awersję do błota, chcę szukać myjni ale pozostała część ekipy puka mi znacząco do głowy. Ograniczam się więc do obmycia mokrą szmatą kokpitu, kierownicy, szyby, czachy, błotnika, boczków… Jeszcze chwila a wymyłbym tą szmatą całego brudasa.

Podczas skromnego śniadania, które zjadamy przy stoliku obok wejścia do hotelu, ustalamy plan na dzisiaj. Początkowo chcieliśmy jechać na Izmaił i pokręcić się w okolicy delty Dunaju po ukraińskiej stronie zanim przejedziemy na rumuńską ale zaczynamy liczyć czas. Przed nami jeszcze cała Rumunia, Bułgarię już odpuszczamy, nie zdążymy. Zatem ustalamy, jedziemy najkrótszą, najszybszą drogą: na Bołgrad, dalej przez Mołdawię: Vulcanesti, Giurgiulesti i już w Rumunii: Galati, przeprawa promem przez Dunaj i dalej na południowy wschód do delty Dunaju czyli do Tulcea.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Aha, i jeszcze kuferki przetarłem i osłonę silnika i generalnie co tylko się dało. Niemalże czysty trampek podziękował mi przyjemnym mruczeniem.

Obrazek

Lesio wiezie na swoim osiołku coraz ciekawszy bagaż. W Zatoce przytroczył pająkiem suszoną rybę, która na każdych wertepach filuternie wystawia z tobołka ogon. Wczoraj doszła butelka po coli wypełniona winem od Anatolija… Mamy rybę, mamy wino - jest dobrze.

Obrazek

Główna droga nie zapewnia bynajmniej szybkiej jazdy, raczej slalom gigant pomiędzy dziurami. Momentami asfaltu całkowicie brak. Dziury, nie dziury ważne, że twardo.

Obrazek

Obrazek

Bez przygód docieramy do granicy a tam fajny widok. Kilkaset metrów od szlabanu droga zatarasowana jest przez stado owiec. Pasterze wraz z psem bez pośpiechu przepędzają owce tak, aby przynajmniej poboczem dało się przejechać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Omijamy stado i już jesteśmy na granicy, przed szlabanem straszą śmieci…

Obrazek

Obrazek

Podczas odprawy obserwujemy ciekawą sytuację: W przeciwnym kierunku odprawia się jadący Astrą na mołdawskich numerach młody chłopak, którego pogranicznik wypytuje o cel podroży. Chłopak tłumaczy pokrętnie dokąd jedzie, twierdzi, że tylko na kilka godzin i zaraz wraca. Wezwany zostaje do odprawy jego towarzysz, siedzący dotychczas w samochodzie. Zapytany o cel podróży nie potrafi odpowiedzieć, mówi, że jedzie tylko dla towarzystwa więc nie wie dokąd. Stoimy przy budce w słońcu, gorąco jak cholera a tu się chłopaków czepiają. Ale z drugiej strony, jak można nie wiedzieć dokąd się jedzie? Nawet my, mniej więcej wiemy dokąd zmierzamy. Po wczorajszym bliskim spotkaniu z wojskiem od razu przychodzi mi do głowy, że tych dwóch młodzieńców przypomina swoim zachowaniem rosyjskich żołnierzy, którzy pojmani przez Ukraińców twierdzili, że nie byli informowani dokąd i po co idą… Wiem, że to nie ta granica itd. ot takie luźne skojarzenie. Ale wybaczam ukraińskiemu pogranicznikowi nieufność i stoję spokojnie czekając na swoją kolej. Nas odprawiają bezproblemowo.

Po kontroli ukraińskiej jedziemy w stronę mołdawskiego szlabanu oddalonego o dobry kilometr niesamowicie dziurawej drogi. Na przejściu nie ma ruchu, oprócz nas jest jeden samochód. Kontroluje nas urocza celniczka, która oglądając dokumenty zauważa niedawny pobyt w Mołdawii więc wypytuje o podróż i wrażenia ze zwiedzania Mołdawii. Któryś z kolegów elokwentnie udziela odpowiedzi zaznaczając, że bardzo podobały nam się mołdawskie dziewczyny. Po miłej wymianie zdań zostajemy zaproszeni przez panią celniczkę do biura. Każdy osobno. Wchodzę ostatni, urzędniczka siedzi przy komputerze, ja stoję pomiędzy drzwiami a biurkiem. Biuro ma przeszklone ściany widać sąsiednie pomieszczenia, w których urzędują pozostali celnicy. Pani wpisuje w komputer moje dane, coś tam sprawdza i mruczy pod nosem. W pewnym momencie i pyta: Co macie z Polski dla mołdawskich dziewcząt? – Yyyyy? Hmmmm… Niby rozumiem pytanie ale w gruncie rzeczy nie rozumiem. Bo co, że niby, mielibyśmy mieć? Nie wiem o co jej chodzi więc grając na czas proszę o powtórzenie pytania. – Co macie z Polski dla mołdawskich dziewcząt? – pyta ponownie celniczka odwracając się od komputera i patrząc mi prosto w oczy. Nadal próbuję wyłapać sens pytania. Przypominam sobie, że przed chwilą opowiadaliśmy o naszych wrażeniach z Mołdawii i jako podsumowanie padło zdanie o ładnych dziewczynach. Co ona sobie myśli, że przyjechaliśmy tu dla dziewczyn? I w dodatku z prezentami? – Eeee, nieee – zaczynam się niezgrabnie tłumaczyć – my tak naprawdę nie jesteśmy zainteresowani mołdawskimi dziewczętami, mamy żony i dzieci (pomijam fakt, że nie wszyscy), tak tylko po męsku żartujemy. Mówię to i widzę, że celniczka patrzy na mnie jak na idiotę. Macha ręką i oddaje mi dokumenty. Wychodzę z biura lekko zdezorientowany. Okazuje się, że moim kompanom zadała dokładnie to samo pytanie. Za moment za pomocom Ogóra doznaję olśnienia: Przecież jej chodziło o łapówkę! Żaden feminizm, żadna troska o mołdawskie dziewczyny, po prostu kasa... Ogór z Lesiem odpowiedzieli, że nic nie mają, ja pieprzyłem coś o żonach i dzieciach. Że też musiała trafić na nas. Cóż ona sobie pomyśli o Polakach, taki wstyd…

Mołdawię tym razem przelatujemy tranzytem. Zatrzymujemy się tylko w gaugaskiej restauracji, gdzie zjadamy pielmieni, baraninę z mamałygą i kotlet z frytkami (każdy zamawia coś innego i wymieniamy się w celu poznawczym). Posiłek obficie zapijamy kwasem.

Obrazek

Drogi w Mołdawii są o niebo lepszej jakości niż w Ukrainie w związku z czym szybko i sprawnie przemieszczamy się w kierunku granicy.

Obrazek

Obrazek

Przed samym przejściem zatrzymujemy się pod sklepem aby wydać resztki mołdawskich Lei. W sklepie panuje przyjemny chłód, klimatyzacja działa pełną parą ale sprzedawczyni zupełnie nie jest zainteresowana klientami. Stoi sobie i rozmawia przez telefon kompletnie nie zwracając na nas uwagi. Trwa to dłuższą chwilę, co powoduje, że mamy ochotę pozostawić sobie Leie na pamiątkę.

Mołdawska kontrola graniczna jest bardzo skrupulatna, zostają sprawdzone numery vin naszych motocykli, wszystko w żółwim tempie. Na koniec zostajemy poproszeni o… zielone karty. Zastanawiamy się po co sprawdzają je przy wyjeździe z kraju? Procedury dobiegają końca i przemieszczamy się do odprawy rumuńskiej.
Sam budynek rumuńskiej straży granicznej świadczy o tym, że tutaj jest inny świat. Odprawa przebiega błyskawicznie, jesteśmy w Rumunii. Dobra droga, nowe samochody, motocykle, estetyczne budynki, wykoszone trawniki, ludzie biegający z słuchawkami w uszach. Unia Europejska – znana nam cywilizacja. Czar pryska…

Szybko dojeżdżamy do Galati gdzie zaopatrujemy się w rumuńskie Leje i kierujemy się do przeprawy promowej.

Obrazek

Obrazek

Po kilkunastu minutach oczekiwania w kolejce, wjeżdżamy na prom.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przeprawa przez Dunaj trwa około pół godziny, płynąc rozkoszujemy się powiewami wiatru, który przyjemnie chłodzi nasze rozgrzane w kaskach głowy.

Lecimy w kierunku Tulcea, miasta w pobliżu rozgałęzienia Dunaju. Asfalt jest nowy, wreszcie można pocieszyć się winklami.

Dunaj kończy swój bieg w Morzu Czarnym rozdzielając się na trzy ramiona, połączone niezliczoną ilością kanałów. Pomiędzy ramionami tworzą się rozlewiska, bagna, jeziora - obszar praktycznie nie dotknięty ręką człowieka. Ten rajski kawałek ziemi rozciąga się na ok 3,5 tys. km2. Chcemy zatrzymać się tam na jeden dzień i zobaczyć to wszystko z perspektywy łódki.

Mijamy Tulcea, jedziemy trochę dalej do Nufaru. Na miejsce docieramy już po zmroku, szukamy przeprawy promowej aby przedostać się do delty. Po kilku nawrotach znajdujemy wreszcie dróżkę prowadzącą do promu. Niestety o tej porze prom już nie pracuje, mamy czas do szóstej rano. Nie zamierzamy szukać żadnego noclegu, rozbijamy się na plaży nad rzeką. W pobliskim sklepie zaopatrujemy się w prowiant, zjadamy kolację, popijając kanapki rumuńskim piwem i ukraińskim winem. Zastanawiamy się, czy noc minie nam spokojnie bo nasze obozowisko nie jest na uboczu i możemy spodziewać się towarzystwa.

Ogór przez całą naszą podróż robi za radio. Ma w głowie kopalnie starych hiciorów, nuci bez przerwy kawałki Kultu, Dezertera i inne takie a oprócz tego wszelkiej maści przyśpiewki ludowe, wojskowe, stadionowe. Nieświadomie podłapujemy jego klimaty i podśpiewujemy razem z nim.
Piwo się kończy więc kończymy posiedzenie. W nocy przeszkadzają nam jedynie walczące ze sobą psy, których hordy wałęsają się po okolicy.

Obrazek

Koszty:
Paliwo (Rumunia) – 76 Lei/13,27 l ; 5,73 Lei/litr
Awatar użytkownika
mapol
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 129
Rejestracja: 17.11.2014, 22:22
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Lublin

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: mapol »

Teraz tylko UE, czyli koniec folkloru-horroru?
Nie wierzę!
Awatar użytkownika
geloff
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 45
Rejestracja: 27.06.2013, 14:50
Mój motocykl: XL650V

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: geloff »

Folklor się skończył, to fakt ale jeszcze parę fajnych miejsc i przygód przed nami :-)
Awatar użytkownika
geloff
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 45
Rejestracja: 27.06.2013, 14:50
Mój motocykl: XL650V

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: geloff »

Dzień 11 Środa 8.07.2015

Nocne psie walki wprowadzają niepokój ale tylko przez moment przebudzenia, zmęczenie powoduje, że jest mi wszystko jedno, śpię jak niemowlę i budzę się wyspany.

Dzisiaj przed nami krótki odcinek na kołach, nie musimy się więc spieszyć, niemniej jednak miejsce naszego biwaku nie jest specjalnie urokliwe, dlatego też zaraz po przebudzeniu kąpiemy się w rzece i zaczynamy składać manatki rezygnując ze śniadania.

Czegoś brakuje o poranku – radio nie działa. Normalnie Ogór powinien już kręcić się wokół swojego dobytku podśpiewując pieśni zbuntowanej młodzieży ale tym razem jeszcze nie wysunął nosa z namiotu. Chce sobie pospać, nie ma problemu. W końcu jednak wstaje i nadal bez śpiewu idzie popływać.

Składamy obozowisko i przejeżdżamy plażą kilkadziesiąt metrów do promu, który właśnie pojawił się na naszym brzegu.

Obrazek

Obrazek

Prom to tak naprawdę fragment mostu pontonowego, ciągniętego przez motorówkę. Niesamowite, jak sprawna jest manewrówka w wykonaniu obsługi promu. Zastanawiam się jak to wygląda przy wyższym stanie wody kiedy nurt rzeki jest bardziej rwący.

Nie uwieczniliśmy miejsca biwaku na ani jednej fotografii, uświadamiamy to sobie dopiero podczas przeprawy. Robię więc w naprędce zdjęcie, nocowaliśmy na plaży nieopodal dużego drzewa widocznego za rufą motorówki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W kilka minut jesteśmy na drugim brzegu. Przed nami lekka przejażdżka wąską dróżką bez prędkości, bez niebezpieczeństw a z nieba leje się żar… Długo się nie zastanawiając troczę kurtkę motocyklową do mojego bagażu i rozkoszuję się jazdą w samym t-shircie.

Droga prowadzi wzdłuż Dunarea – Bratul Sulina – środkowej odnogi Dunaju, rzekę mamy po lewej stronie a po prawej mijamy zabudowania wioski Partizani. Zwierzęta pasą się wolno przy drodze, życie toczy się leniwie. Komunikacja odbywa się wodą, co kawałek mijamy wybetonowane pomosty – przystanki kursującego wzdłuż rzeki promu.

Dróżka w kilku miejscach rozgałęzia się lub krzyżuje z innymi, podobnymi, jadąc za nawigacją na jednym z rozgałęzień skręcamy w prawo i po kilkuset metrach dojeżdżamy do zamkniętej bramy.
Zastanawiamy się co robić dalej, wracać i jechać w lewo? Brama nie posiada żadnego zamka czy kłódki, otwieramy ją zatem, przejeżdżamy i zamykamy za sobą. Jedziemy wąskim nasypem, jakby wałem usypanym między bagnami a łąką. Polna dróżka na szczęście jest sucha, na myśl o błocie nadal robi mi się słabo. Przemieszczamy się powoli bo w drodze tworzą się koleiny i zagłębienia, co nie pozwala na bicie rekordów prędkości. Przejazd przez każdą dziurę powoduje coraz większy ból pleców, jadę więc na stojąco. Jest niemiłosiernie gorąco, temperatura dochodzi do 40 stopni.

Obrazek

Z przeciwka jedzie Land Rover, widząc nas zjeżdża na bok robiąc nam miejsce. Po ominięciu Defendera Lesio próbuje wydostać się z koleiny, co kończy się utknięciem w poprzek drogi.

Obrazek

Zatrzymuję się za nim aby go wypchnąć. Rozkładam stopkę ale akurat w tym miejscu teren pochylony jest w prawo i trampek nie ustoi samodzielnie. Schodzę z motocykla i próbuję cofnąć go aby znaleźć dziurę na stopkę, teren jest jak na złość na tyle twardy, że stopka nie wbija się ani na centymetr w ziemię. Wsiadam z powrotem na motocykl i próbuję podjechać metr do przodu. Rozkładam stopkę – nadal jest za wysoko.

Obrazek

Obrazek

Krzyczę do Ogóra, że nie mogę zejść z motocykla, on odpowiada, że też ma problem więc walczę dalej. Lesio w tym czasie próbuje poradzić sobie sam piłując kołem w miejscu.
Chcę przestawić trampka maksymalnie na skraj drogi, odpycham się nogami do tyłu i nagle prawa noga trafia na dziurę…

Obrazek

Bardzo przykre uczucie, kiedy wiesz, że zrobiłeś właśnie coś głupiego, nic już nie poradzisz, musisz czekać na efekt końcowy. Na kreskówkach Disneya w takich momentach bohater wyjmuje tabliczkę z napisem „Co ja robię!?”. Ja też wyjmuję taką tabliczkę, po czym z impetem walę się z nasypu. Na domiar złego akurat w tym miejscu bujnie rosną jakieś osty czy inne kolczaste rośliny. Trampek zatrzymuje się kołami do góry, na szczęście nie koziołkuje, czego nie można powiedzieć o mnie.

Jakby to ująć? Bezpieczna polna dróżka, niepotrzebna kurtka zapięta z tyłu (nigdy, ale to nigdy nie jeżdżę bez ubrania!) i akurat w takim momencie nurkuję w krzaki…
Ogór jadący za mną filmuje całą sytuację, mam niezłą pamiątkę. Na filmie po moim upadku robi się cicho bo panowie widząc mojego koziołka wyłączają silniki, słychać więc bardzo wyraźnie soczyste, niewyszukane bluzgi dochodzące z krzaków.

Ogór znajduje miejsce na ustawienie beemki, zdejmując kask nie wyłącza kamerki, która filmuje akcję ratunkową.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na ostatnim zdjęciu z tyłu wyciąganego na drogę trampka pojawia się nagle dodatkowa para nóg. To wędkarz przejeżdżający na rowerze dołącza się do akcji.

Obrazek

Jestem wściekły. O ile trampek wraz z kuframi nieźle zniósł wywrotki w błocie, po takim fikołku musi ucierpieć. Oglądam go dookoła. Nic nie odpadło, kierownica, lusterko, handbar, kufer – wszystko na miejscu. Widać jedynie wyciek oleju. Ja wyglądam gorzej, koszulka cała obrana w małe kłujące rzepy, trochę obdarta ręka i… zszargana duma.

Odpoczywamy dłuższą chwilę bo cała akcja w takim upale nadwyręża mocno nasze siły. W międzyczasie czyszczę oblany olejem silnik, sprawdzam poziom oleju – niewiele ubyło ale robię dolewkę. Trampek odpala bez jąknięcia, będzie żył. Jedziemy dalej.

Jedzie mi się kiepsko, po stawianiu trampka czuję ból pleców podczas przejazdu przez każdą dziurę a tych jest oczywiście pełno. Wyraźnie tracę siły. Na szczęście dojeżdżamy do Gorgova i poruszamy się teraz wygodną gładką szutrówką. Zatrzymujemy się przy domu z tabliczką informującą o możliwości wynajęcia pokoi. Właścicielka niezbyt dobrze radzi sobie z obsługiwanymi przez nas językami. Próbujemy po angielsku, próbujemy po niemiecku, próbujemy również po polsku bo czemu nie. Wtedy Ogór zadziwia mnie nie po raz pierwszy i dogaduje się z panią za pomocą płynnego języka włoskiego. No, z takim towarzystwem można jechać na koniec świata!

Pokoje można wynająć, nawet jakieś jedzenie się znajdzie ale my szukamy łódki. Dlatego umawiamy się z właścicielką rezerwując pokój i jedziemy dalej w poszukiwaniu wodnego środka transportu.

Przy brzegu rzeki znajdują się pomosty, przystanki promów. Podjeżdżamy do jednego i szukamy rozkładu jazdy. Niestety żadnych informacji nie ma. Kręcąc się po pomoście widzę metalową barierkę, łapiąc się rękoma barierki zwisam nad wodą celem naciągnięcia obolałego kręgosłupa. Wymienił stryjek siekierkę na kijek: W barierce jest gniazdo os, które rzucają się na mnie całą chmarą i żądlą gdzie popadnie. Teraz już nie czuję bólu pleców...
Przypominamy sobie o tym, że dzisiaj nic jeszcze nie jedliśmy, postanawiamy wrócić do mijanego przed chwilą sklepu i zakupić coś do jedzenia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Naprzeciwko sklepu, na brzegu rzeki jest stolik z parasolem. Usadawiamy się przy nim i przygotowujemy coś do jedzenia.

Obrazek

Zjadamy zupki, poprawiamy kanapkami a na koniec kawka. Robi się błogo i sennie.

Ogór z Lesiem ruszają w poszukiwaniu łódki, ja w tym czasie sprzątam po obiedzie. Szybko myję gary w rzece grzęznąc przy tym w błocie prawie po kolana, po czym kryję się pod parasolem. Słonce grzeje bezlitośnie. Przysypiam sobie na ławce, kiedy do stolika dosiada się ekipa: Trzech mężczyzn, kobieta i dziecko. Otwierają zakupione w sklepie zimne piwa i raczą się nim na moich oczach. A ja, dopóki nie znajdziemy miejsca na nocleg, piwa nie wypiję... Patrzę na nich z zazdrością. Towarzystwo głośno rozmawia a dzieciak bawi się nad wodą. W pewnym momencie podbiega i prosi matkę o coś do picia. Matka daje mu butelkę piwa, młody ściąga kilka głębszych łyków, po czym wraca do zabawy. Hmm a ja siedzę nadal o suchym pysku.

Chłopaki wracają z dobrą informacją: Znaleźli nocleg i motorówkę. Przemieszczamy się dosłownie kilkaset metrów i parkujemy maszyny na trawniku za domem.

Obrazek

W ogrodzie stoi wiata dająca przyjemny cień oraz ogrodowy basen – czego chcieć więcej?

Obrazek

Obrazek

Gospodarz będzie gotowy z motorówką o siedemnastej, mamy więc czas na skorzystanie z basenu i wylegiwanie się na leżakach pod wiatą. Sielanka.
Leżenie bykiem na dłuższą metę okazuje się cholernie nudne, wpadam więc na szalony pomysł zrobienia prania. Oprócz bielizny piorę również kurtkę i spodnie motocyklowe, likwidując resztki śladów błota.

Zgodnie z ustaleniami wyruszamy o piątej. Wsiadamy na motorówkę i płyniemy w górę rzeki. Płyniemy szybko, rozkoszując się powiewem wiatru i bryzgami chłodnej wody. Jest super ale samo pływanie motorówką po szerokiej rzece jest średnią atrakcją, czy zobaczymy coś bardziej interesującego?

Obrazek

Obrazek

Po około czterech kilometrach z głównego szlaku żeglownego skręcamy w boczny kanał. Teraz płyniemy wolniej, skipper podpływa do stromego brzegu aby pokazać nam gniazda ptaków wydrążone w ziemi. Przy brzegu w płytkiej wodzie brodzą czaple. Silnik na wolnych obrotach pracuje cicho, leżymy w łódce wyciągnięci wygodnie i przemieszczamy się bez wysiłku, jakaż przyjemna odmiana po kilku dniach na motocyklu!

Obrazek

Jest ładnie, woda w kanale ma słaby nurt, brzegi porośnięte są tatarakiem zupełnie jak na jeziorze. Zaczynamy robić zdjęcia wszystkiemu co widzimy dookoła. A widzimy coraz więcej, na przykład pelikany.

Obrazek

Obrazek

Ogromne ptaszyska niewiele robią sobie z naszego towarzystwa, zrywają się do lotu dopiero kiedy przepływamy dosłownie obok nich. Startują z wody ociężale odbijając się od jej powierzchni kilka razy. Wydaje się, że nie są w stanie unieść ciężkich ciał w powietrze, pomimo wielkich skrzydeł. Ptaki jednak dają sobie radę, w górze poruszają się już lekko i z gracją.

Obrazek

Na łysych czubkach drzew siedzą kormorany. Ich odchody oblepiają drzewa powodując obumieranie górnych gałęzi.

Obrazek

Wpływamy coraz głębiej w niesamowity wodny świat. To tak jakbyśmy weszli do telewizora oglądając National Geographic! Kręcimy się w łódce we wszystkie strony pstrykając fotki jak Japończycy na Wawelu. Nic dziwnego, że z tej części wyprawy mamy najwięcej zdjęć…

Obrazek

Obrazek

Kanał rozgałęzia się w dziesiątki kanalików, tworzą się zakola, jeziorka. Przyroda rządzi się tu swoimi prawami, słychać odgłosy ptaków z natężeniem porównywalnym do zoo. Wpływamy w zarośnięte odnogi zacienione szpalerami pochylonych drzew i zwalonych do wody pni. Przebijamy się przez gęstą wodną roślinność do niedostępnych stawów, gdzie w wodzie widać ogromne muszle i przepływające ryby.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wypływamy na szerszy kanał, przewodnik proponuje kąpiel. Długo nie trzeba nas namawiać, wyskakujemy z łódki do cudownie ciepłej i przezroczystej wody. Kiedy już jesteśmy za burtą, skipper włącza silnik i woła: Do widzenia! Po czym śmieje się i wyłącza silnik. Dobry żart ale w tym momencie zdajemy sobie sprawę z tego, że gdyby tak zrobił, nie mielibyśmy szans wydostać się z tej wodnej głuszy! W samych kąpielówkach pośrodku bagien, podmokłych lasów i rozlewisk.

Obrazek

Na jednym z kanałów mijamy kilka łódek, w których stoją wędkarze polujący na szczupaki. Nasz przewodnik zna wszystkich, podpływamy do jednej z łódek i podziwiamy złowione sztuki.

Obrazek

Wycieczka dobiega końca, zobaczyliśmy tylko drobny wycinek tej fantastycznej wodnej krainy. Aż trudno uwierzyć, że w naszym zurbanizowanym świecie istnieją takie niesamowite zakątki. Dziękujemy wylewnie gospodarzowi za pokazanie nam tego wszystkiego i ciekawe opowieści.

W domu czeka na nas kolacja: Pyszna ryba z puree ziemniaczanym. Do kolacji zasiadamy z rodzeństwem z Austrii, którzy eksplorują Rumunię na rowerach. Na stole stoją lampki do wina więc wyciągamy z lodówki naszą butelkę po coli z prezentem od Anatolija. Wino nie zostało wypite na wczorajszym biwaku, wygrzane w słońcu, serwowane w turystycznych kubkach, nie zachęcało do konsumpcji. Teraz, schłodzone i rozlane do szkła smakowało wybornie nam i Austriakom. Oczywiście dobór odpowiedniego rodzaju wina do posiłku mamy w głębokim poważaniu.

Obrazek

Popijając wino ustalamy dalszy plan podróży, po czym kierujemy się do naszego pokoju na poddaszu, gdzie składamy nasze zmęczone ciała do łóżek.

W pokoju jest klimatyzator ale pomimo włączenia go zaraz po naszym powrocie z rozlewisk, w pokoju panuje nieznośny ukrop. Podczas upalnego dnia nagrzał się tak bardzo, że klimatyzator po prostu nie wyrabia. Otwarcie okna nie wchodzi w grę bo na zewnątrz, zaraz po zmroku zapanował czas komara. Nasze Mazury ze swoimi komarami i piosenkami o nich to mały pikuś.
Zanim się ściemniło poszliśmy do sklepu po piwo, takie duże, w dwulitrowej butelce. Wracając przekazywaliśmy sobie butelkę jak pałeczkę w sztafecie, każdy potrzebował dwóch rąk bo tylko machając oburącz można było zmniejszyć ilość ukąszeń. Mało brakło a porzucilibyśmy piwo w przydrożnym rowie. Nie zrobiliśmy tego ale do domu wróciliśmy niemal biegiem. No więc zdani jesteśmy na kiepską klimatyzację. Jakoś próbujemy zasnąć.

Budzę się w nocy, coś jest nie tak. Czuję się źle, mam mdłości i jestem cały mokry. Z wysiłkiem podnoszę się z łóżka i zataczając się idę do łazienki wziąć zimny prysznic. Nie pomaga, kręci mi się w głowie i czuję, że mam wysoką temperaturę. Koledzy również nie śpią, nie da się.
Awatar użytkownika
pawlus
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 196
Rejestracja: 18.09.2015, 09:23
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Mikołów ( SMI )

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: pawlus »

No to się doigrał kolega. Efekt zbyt intensywnego korzystania z uroków :impreza:
To że czytam tą historię dowodzi jednak, że jakoś przeżyliście i wcale wam nie współczuję ;)
Awatar użytkownika
mapol
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 129
Rejestracja: 17.11.2014, 22:22
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Lublin

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: mapol »

Geloff wróciłeś już do zdrowia?
Napisz co było dalej bo nowy sezon już rozpoczęty a Ty jeszcze nie wróciłeś z wyprawy :lol:
Rolo
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 726
Rejestracja: 26.07.2010, 15:19
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Wrocław

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: Rolo »

Nie, no on umarł wtedy od tej gorączki, nie będzie dalszego ciagu...
Motocyklistę jest w stanie zrozumieć tylko pies wystawiający pysk za okno jadącego samochodu
TA XL 650 '01 => AT XRV 750 '02
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3404
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: Qter »

Rolo

:haha: :haha: :haha: :haha: :haha: :haha: :dupa:

też czekam....

PZDR

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
Awatar użytkownika
jakmor
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 524
Rejestracja: 20.03.2011, 10:52
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: Mysłowice
Kontakt:

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: jakmor »

Zajefajna relacje... super się czyta, super przygoda... :ok:

Za dwa tygodnie ruszam w podobną wyprawę. Żeby nie zaśmiecać waszej wspaniałej relacji posłałem na priv kilka pytań.


Oczywiście czekam na dalszy ciąg...
Odważni może nie żyją wiecznie, ale ostrożni nie żyją wcale ...
Awatar użytkownika
MotoMarcin
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 177
Rejestracja: 08.10.2014, 19:28
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Kontakt:

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: MotoMarcin »

Trzeba przyznać że super relacja, czekam na kolejne części. Swoją drogą obrałem już chyba kierunek na tegoroczny wypad :P
"Nie cel jest ważny, lecz DROGA własnie..."
Mój kanał na YT : https://www.youtube.com/channel/UCU8Wuw ... RUIARE7RLg
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości