Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
geloff
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 45
Rejestracja: 27.06.2013, 14:50
Mój motocykl: XL650V

Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: geloff »

Wstęp

W tym roku miała być Albania. Na początku nie chciałem jechać do Albanii bo wolałem Rumunię ale doszedłem do wniosku, że nie ważne gdzie, ważne z kim więc zaakceptowałem Albanię.
Ekipa w składzie: Lesio (TA), Ogór (BMW) i ja (TA). Koledzy doświadczeni w podróżach a ja – wyprawowy świerzak – kilka tys. km wokół komina na trampku a wcześniej jakieś pięć lat na DR350.

Wczesną jesienią zacząłem kompletować wyprawowy ekwipunek i przygotowywać rodzinę na moje podróżnicze zamiary. Syn cały czas podpytywał: „Tata, a gdzie ta Albania jest, a którędy będziesz jechał? Opowiadał wszystkim naokoło, że „w lecie tata jedzie do Albanii”. Fajnie to brzmiało, tak odlegle, advenczerowo. Obczytałem się w temacie podróży motocyklowych do tego kraju tak obficie, że zacząłem lokalizować oglądane w kolejnych fotorelacjach zdjęcia bez czytania ich opisów.

Gdzieś pod koniec zimy, podczas rozmowy z Lesiem dowiedziałem się, że „nastąpiła zmiana planów”: Nie Albania a Mołdawia. - Jak to Mołdawia, dlaczego, po co, na co? Na forach niewiele informacji a te, które znalazłem, raczej mało zachęcające. I to właśnie tam mamy spędzić wakacje?
W związku z sytuacją polityczną na wschodzie Europy pojawił się argument, który przekonał mnie do tego kierunku: Nie wiadomo jak długo Mołdawia będzie mołdawska, może to ostatni moment aby odwiedzić ten kraj!

No więc ok, kierunek Mołdawia a po drodze Ukraina. Powrót natomiast przez Rumunię, Węgry i Słowację. W planie była jazda bez napinki czasowej ale kilka miejsc docelowych wyznaczyliśmy: Kamieniec Podolski, Chocim, Kiszyniów, Odessa, Delta Dunaju. Później, zależnie od rezerwy czasowej, chcieliśmy skoczyć jeszcze do Bułgarii pokręcić się gdzieś nad morzem i w drodze powrotnej przez Rumunię ogólnie zaliczyć co się da. Planowany termin wyjazdu: Początek wakacji (czyli jak dzieci przestaną wymagać odwożenia do szkoły/przedszkola i teoretycznie ojcowie będą „wolni”). Planowany powrót: Przed połową lipca, tak aby zdążyć jeszcze pojechać na wczasy z rodziną.

Wyposażenie. Najtrudniejszy jest pierwszy raz, wymaga to nieco dumania. Ale na szczęście są fora internetowe i bardziej doświadczeni koledzy. Posiłkując się listą potrzebnego ekwipunku powieloną z forum AT zacząłem kompletować wyposażenie motocykla: Gmole, wysoka szyba, deflektor, gniazdo zapalniczki, nawigacja, stelaże, kufry, worek, tankbag, ekspandery, taśmy. Po wyposażeniu trampka: Części zamienne, ubrania, ekwipunek campingowy i kuchenny, dokumenty, apteczka itd. Niby proste tematy ale zaczynając od zera jest tego naprawdę sporo i w ostatniej chwili po prostu ciężko byłoby to wszystko zgromadzić.

W końcu lista spraw do załatwienia została zamknięta, cały majdan znalazł się w kufrach i w worku (worek zastąpił centralkę givi, która wobec planowanego offu wydawała się zbyt delikatna) i … wyjazdu nadszedł czas. Jeszcze w ostatniej chwili doposażyłem się w uszyte na wymiar torby do kufrów (świetna sprawa).
Lesio i Ogór wyruszyli z Tychów wczesnym popołudniem 27.06 i zjawili się u mnie w Dębowcu wieczorem. Jako, że nie było sensu wyjeżdżać w nocy, ustaliliśmy, że start nastąpi nazajutrz o rozsądnej porze i udaliśmy się... do znajomych na ognisko.
Ostatnio zmieniony 13.02.2016, 12:35 przez geloff, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
geloff
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 45
Rejestracja: 27.06.2013, 14:50
Mój motocykl: XL650V

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: geloff »

Dzień 1 Niedziela 28.06.2015

Rozsądna pora wyjazdu nastąpiła… po południu. A to i tak dobrze, bo mogliśmy jeszcze zjeść obiad. Po obiedzie byłby deser, drzemka i takie tam. Ale z obiadu zrezygnowaliśmy i dzięki temu udało się wyruszyć.
Motocykle gotowe do drogi
1873
Stan licznika przed wyjazdem
1874

Po wylewnym pożegnaniu z rodziną wreszcie nawinęliśmy na koła pierwsze kilometry długo wyczekiwanej wyprawy jadąc przez Nowy Żmigród, Duklę w kierunku Komańczy.
W głowie tysiące myśli typu: „Zaczęło się, ahoj przygodo!”, „Czy zabrałem wszystko?!”, „A klapki zapakowałem?!”, „Niby wyprawa a tak normalnie…”, „Czy nic się nie zepsuje?”.
No właśnie: Niby wyprawa a tak normalnie… Znajoma droga, znajoma okolica objechana setki razy w tę i z powrotem ale moto objuczone jak nigdy i to poczucie, że przed nami dużo więcej niż zwykła weekendowa przejażdżka. Czyli jednak nie tak normalnie.
Pogoda fantastyczna, ciepło, słonecznie. Robimy pierwszy przystanek gdzieś w okolicy Moszczańca. Jako, że wyjechaliśmy przed obiadem, w gospodarstwie agroturystycznym zamawiamy pyszną zupę kosztując przy okazji sery produkowane przez gospodarzy.
1875
1876

Na dzisiejszy dzień plan był prosty: Wyruszyć (co wcale nie jest takie oczywiste) i dojechać możliwie blisko granicy polsko-ukraińskiej. Dysponując dużym zapasem czasu, po drodze zaliczamy stację Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej (wąskotorowej) w Majdanie:
1877
1878
Po czym turlamy się w kierunku Czarnej, gdzie postanawiamy przenocować w Przystani Motocyklowej. Na miejsce docieramy błyskawicznie, szybko, za szybko. Nie nasyciliśmy się jeszcze jazdą, zakrętami, widokami. Tyłki nie zaczęły jeszcze boleć… Właściwie pojawia się plan alternatywny p.t. „Jedziem dalej” ale szybko dochodzimy do wniosku, że atak na granicę o godz. 18.00 to nienajlepszy pomysł. Zatem pierwszy nocleg jeszcze w PL.
1879
1880
1881
Kiedy dotarliśmy na miejsce klimatyczne wiaty były już zajęte więc zamieszkaliśmy po harcersku:
1882

Wieczór był raczej chłodny, niebo zasnute chmurami i takie tam przeddeszczowe klimaty, dlatego gorąca herbata smakowała nam lepiej niż piwo… Usiedliśmy w pobliżu baru i dalejże rozpracowywać nawigację. Jedziemy z Osmandem na telefonach. Chłopaki korzystali z tej apki wcześniej, dla mnie jest zupełnie nowa i… po kilkunastu minutach prób – nie do ogarnięcia! Jestem zbyt tępy i zbyt niecierpliwy: Włączam-działa-rozumiem – używam, w przeciwnym przypadku - wyrzucam. Lesiu jest w tych sprawach bardziej kumaty ode mnie ale równie leniwy, całe szczęście jedzie z nami Ogór – ten to ma zacięcie! Siedział przy tym cholernym Osmandzie ze trzy godziny, ustawił trasę, wysłał ją na nasze telefony i takie tam. Magik, dosłownie magik. Od razu było jasne, kto będzie nawigatorem w tej podróży.
Parę słów o Przystani Motocyklowej. Świetne, klimatyczne miejsce. Zaraz po naszym przyjeździe zaczęli pojawiać się kolejni goście, im ciemniej, tym było ich więcej. Jedni w drodze w tę, drudzy z powrotem, na początku podróży, na końcu, w trakcie. Z wszystkich zakamarków naszego pięknego kraju, na sprzęcie wszelakiej maści. A później, kiedy wszyscy usiedli przy ognisku i pojawiły się trunki… Takiego wieczoru z kawałami nie przeżyłem już dawno. Ekipa z białostockiego rozbiła bank. Można by tak siedzieć do rana ale przecież rano trzeba nam w drogę…
Szczerze powiedziawszy czułem się słabo w tym zacnym gronie. Doświadczeni bikerzy, (między innymi kolega z forum TA), motocyklowe opowieści. I wśród nich ja, żółtodziób z czystym kontem wyjazdowym. Ok, jeżdżę na dwóch kółkach od ładnych paru lat, wiem jak się włącza bieg i odkręca manetkę. Ale dalej niż kilkaset km od domu nie byłem nigdy… Można powiedzieć, że podczas tego ogniska byłem jeszcze prawiczkiem. Odpowiadając na pytania o plan naszej trasy, obawiałem się, że rozmówca myśli: Taa Ty dojedziesz do Mołdawii…
Żeby poczuć się jeszcze słabiej odbyłem rozmowę z niepocieszonym kolega z FTA, który wracał z nieudanego, zakończonego wypadkiem kumpla, wyjazdu na Ukrainę (nie pamiętam co to był za zlot/rajd, wiem, że chłopaki umawiali się na wyjazd na forum i cieszyli się nań tak samo jak ja na mój wyjazd). Zatem doszła nowa myśl: „Może być niebezpiecznie, można sobie zrobić krzywdę z dala od domu…”
Noc minęła szybko, trochę popadał deszcz a poranek wstał mglisty. Ale spomiędzy chmur niepewnie zaczęło wyglądać słońce i zrobiło się ciepło, co od razu nastroiło nas pozytywnie. W dodatku zjedliśmy pyszne śniadanie Marta i Marek – KLASA! Po czym niespiesznie zaczęliśmy szykować się do wyjazdu.
1883
1884
No i tu jeszcze, w nawiązaniu do moich wieczornych, dziewiczych dylematów, muszę wspomnieć o małym incydencie, który na „do widzenia” obniżył moje ego do poziomu gruntu. Dosłownie. Otóż w przedwyjazdowym podnieceniu pakowałem manatki do moich nowych kufrów, kiedy to podszedł do mojego trampka Marek – gospodarz, pytając „co to za błyszczące cudo?” i czy przypadkiem nie jestem zbyt skrajnym estetą, lub też może „tylko w niedzielę do kościoła?”. No co, trampek czarny, wymyty i wypucowany bo przecież raptem wczoraj z garażu wyjechał, kufry czarne – nowiutkie od Marcina z FTA, na wierzchu czerwony worek crosso – nowiutki, wszystkie taśmy, pająki, ekspandery czyściutkie – bo nowiutkie. No co, nowe - to się błyszczy.
1885
Odpowiedziałem Markowi, że nie ma obaw bo jedziemy w trasę, niebawem się kurz pojawi a i zapewne gleba jakaś, która odpowiedniego sznytu kufrom doda. Samospełniająca się przepowiednia…
Po przyjacielskich pożegnaniach i życzeniach bezpiecznej podróży, siadam na moto na oczach kilkudziesięciu wygłodniałych ubawu motocyklistów, śledzących z uwagą każdy mój ruch, siadam i co? Najpierw składam stopkę (cóż za durny pomysł), majdam nogą – za nisko, trampek się przechyla i… wali na glebę szorując nowym, pięknym kufrem o asfalt.
Cóż, to tyle. Niby nic ale jednak z nosem na kwintę opuszczam to skądinąd przyjazne miejsce i stawiam czoła wyprawie. Twardym trza być, nie mientkim. Jak kamień, jak skała, jak suchy chleb!
Ostatnio zmieniony 13.02.2016, 12:36 przez geloff, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
geloff
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 45
Rejestracja: 27.06.2013, 14:50
Mój motocykl: XL650V

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: geloff »

Dzień 2 Poniedziałek 29.06.2015

Na granicy meldujemy się około 10.30 – chciałem napisać „rano” ale ugryzłem się w palec. Rano to zapewne nie jest ale w końcu jesteśmy na wakacjach no nie? Zatem jesteśmy na granicy w Krościenku. Przed nami niezbyt długa kolejka, może z dwadzieścia samochodów ale słońce zaczyna coraz mocniej przypiekać a my ubrani od stóp do głów. Kontrola graniczna idzie bardzo powoli. Przepychamy objuczone sprzęty w kierunku budek pograniczników zdejmując z siebie kolejne elementy garderoby. W kolejce rozmawiamy z młodym Ukraińcem jadącym megane na polskich numerach (częsty proceder). Przestrzega nas przed dziurami w drogach demonstrując uszkodzony amortyzator w swoim samochodzie oraz przed kradzieżami i oszustwami w wykonaniu jego rodaków, które w jego opinii zdarzają się nader często.

Wreszcie dostępujemy zaszczytu kontroli – sympatyczna na pierwszy rzut oka pani w polskim mundurze z uporem maniaka sprawdza numery naszych maszyn. A, że nie widzi, to przynosi latarkę i świeci i cuduje w końcu udaje, że czyta a tak naprawdę czyta z dowodu. Ot taka pantomima. Z okienka do okienka, paszporty, dowody, zielone karty, procedura zdaje się nie mieć końca. Ale jednak kiedyś się kończy, zostało nam oddać ostatni świstek papieru – talon kontrolny Ukraińcowi w ostatniej budce, przed ostatnim szlabanem. Niestety budka jest pusta, nad okienkiem widnieje jedynie zdjęcie i nazwisko urzędującego pogranicznika. Czekamy na niego kolejne pół godziny aż wreszcie zjawia się znikąd, odbiera świstki i otwiera szlaban. Ech, nie spieszą się w tej robocie…
Zaraz za granicą zaczyna się inny świat, świat dziurawych dróg. Jadąc przez wioski odnoszę wrażenie, że cofnąłem się w czasie o jakieś 35 lat. Obrazki, które widzę po drodze, do złudzenia przypominają mi te zapamiętane z dzieciństwa z czasów wakacji u babci. Od razu mi się podoba, chociaż tak naprawdę trochę smutny to widok.

Zatrzymujemy się w Starym Samborze celem wymiany waluty. Ogór każdą chwilę wykorzystuje na poklikanie „w nawigację”, ja mam ten komfort, że nie muszę. Ustaliliśmy role: Ogór – nawigacja, ja – skryba, czyli koszałek opałek – znaczy się robię fotki i notatki, Lesio – bombardier. Rola bombardiera nie została wyjaśniona do końca podróży, tzn do samego końca nie wiadomo było co Leś miał robić jako bombardier. Ale, że nikomu to nie przeszkadzało, pełnił sobie zaszczytnie tę funkcję i już.

1886
1887

Po jednym snickersie i kilku łykach wody kontynuujemy slalom pomiędzy dziurami w kierunku Turki.
Jedziemy bardzo wolno, pomni wczorajszej przestrogi staramy się nie wyszukiwać szybszych poboczy (koledzy z FTA omijając dziury jechali stosunkowo równym poboczem, w którym zdarzyła się głęboka, poprzeczna wyrwa będąca przyczyną wypadku jednego z nich).
W związku z tym, że Leś z Ogórem rozpoczęli podróż nieco wcześniej niż ja, mamy niezsynchronizowane ilości paliwa w bakach. Ja już dobijam do rezerwy więc zaczynam się rozglądać za tankowaniem. Długo nie trzeba szukać:

1888

Pracownika obsługującego dystrybutor znajduję w szarym budyneczku z dużym oknem (na drugim planie zdjęcia), śpi w najlepsze przed telewizorem. Nie jest szczęśliwy z powodu roboty, której mu przysporzyłem, powoli zwleka się z posłania, inkasuje odpowiednią opłatę (po uprzednim ustaleniu ilości tankowanego paliwa) i krokiem skazańca podąża w kierunku dystrybutora. Po załączeniu dystrybutora mega wajchą z boku, pistolet rzyga pewną porcją benzyny. Ledwo zdążam wepchnąć go do baku. Piszę „pewną” bo żadnego pomiaru nie ma. No ale suchość bakowi przestaje zagrażać.

Nad nami dosłownie przewalają się po niebie coraz bardziej nieciekawe chmury. Po kilkudziesięciu kilometrach doganiamy taką najciemniejszą, która parę minut wcześniej spowodowała niezłą pompę. Drogą płynęły strugi błota a dziewczyny na przystanku, co oczywiście nie uszło naszej uwadze, miały mokre podkoszulki. Bardzo miały mokre. Rozmawialiśmy o nieszczęściu tychże dziewcząt jeszcze później kilkakrotnie. Nie chcąc podzielić losu biało-mokrych-głów zatrzymujemy się na kolejnym przystanku, ubieramy przeciwdeszczówki i jedziemy dalej na pomarańczowo.

1889
1890

W tym miejscu pojawia się akurat kawałek całkiem przyzwoitego asfaltu co prawda tylko kawałek i według „innego” standardu. Ale autobus minąć się daje, Lesio specjalnie zawraca abym ujął go w kadrze wraz z tym zabytkiem (dlatego autobus jedzie niemal rowem).

1891

Za chwilę na drodze pojawia się jeszcze ciekawszy pojazd:

1892

Później już nie dziwujemy się widząc podobne wehikuły, po pierwsze przyzwyczajamy się do takich widoków a po drugie cały czas nie da się robić zdjęć, trzeba trochę jechać.
Za jakiś czas robi się nam gorąco w kondomach, na którymś z krótkich postojów atakuje mnie świniak, ogólnie dostajemy kosmicznej głupawki:

1893

Dlatego postanawiamy zrobić przerwę na kawę i zatrzymujemy się pod przydrożnym sklepem.

1894
1895

Za chwilę mamy nowego ukraińskiego kolegę, z którym rozmawiamy ogólnie, o życiu.

1896

W sklepie, oprócz kawy dostajemy wafel przekładany bardzo słodką masą więc uzupełniamy poziomu cukru. Kawa zamiast pobudzać rozleniwia i nikt nie kwapi się aby podać sygnał do odjazdu. Ale w końcu wstajemy bo uświadamiamy sobie, że teraz będzie przyjemnie - nie musimy ubierać przeciwdeszczówek. Droga natomiast taka sobie:

1897

Dalej jedziemy trochę lepszą drogą, więc i prędkość nieco wzrasta. Za niewielkim wzniesieniem na środku drogi zauważam jakieś zamieszanie. Stoją samochody, ludzie… Zwalniamy i wtedy zauważam, że to policja. Na środku drogi ustawiona jest budka odgradzająca pasy jezdni, obok której zamontowane są szlabany. Przy budce kręci się kilku mundurowych z długą bronią. Widząc długą broń, wydaje się, że to wojsko, dopiero napisy rozwiewają wątpliwości.
Niby wiem o postach, wielokrotnie o tym słyszałem i czytałem w relacjach ale widząc uzbrojonych mundurowych poczułem jakiś niepokój. Nie taki jak w PL na widok policji (odruchowe wciśnięcie hamulca i myśl: „czy nie jechałem za szybko?”).
A to tylko standardowa kontrola na granicy Obwodów lwowskiego i zakarpackiego.

1898

Zaczynają się góry, krajobraz staje się ciekawszy.

1899

Zbliżamy się do Wołowca

1900

Tankujemy pod korki w przydrożnej stacji – tym razem zwykłej, dużej, ze sklepem i możliwością zatankowania do pełna (płatność kartą po tankowaniu) i powoli zaczynamy myśleć o noclegu.
Zgodnie z założeniem jedziemy z nastawieniem na noclegi w plenerze, bo jesteśmy twardzi i głodni przygody a wiadomo, że plener jest bardziej advenczerowy no i… tani. Noo, chyba, że leje (lub tylko straszy deszczem) – jeśli leje, to zupełnie inny temat. Wtedy chęć przygody nagle maleje i zgodnie dochodzimy do wniosku, że „nic na siłę” i „po co się męczyć w namiotach” i zaczynamy przebąkiwać o tanim, taniutkim moteliku, pensjonaciku niemalże. Nawigacja podpowiada Ogórowi to i owo, więc znamy lokalizację okolicznych hoteli, moteli i innych takich przybytków. Zatem długo się nie zastanawiając jedziemy obczaić najbliższy z nich.

Najbliższy znajduje się prawie w centrum miejscowości, gdzie zaraz po zatrzymaniu się podjeżdża do nas niebieska łada (podjeżdża dosyć agresywnie, co wzmaga naszą czujność, jeśli nie wolę ucieczki). Z łady wysiada kilku tubylców, którzy podchodzą do nas i całkiem grzecznie zagadują skąd jesteśmy, dokąd jedziemy, co to za motocykle, ile jadą, ile palą itd. Na wszelki wypadek nie akceptujemy tej miejscówki, jedziemy dalej. A dalej robi się coraz ciemniej i ze względu na nadchodzący wieczór i z powodu coraz ciemniejszych chmur.

1901

Przy drodze, tym razem nie w centrum, znajdujemy kolejny motel, wjeżdżamy na parking, gdzie po krótkiej wymianie zdań z właścicielem (na zdjęciu bez koszulki) postanawiamy zostać. Naszą decyzję wspomaga deszcz, który już zaczyna kapać.

1902
1903

Ustawiamy motocykle pod parasolkami przy samym wejściu do budynku, sami lokujemy się w altance obok, zamawiamy piwo i wtedy zaczyna się ulewa.

1904

No po prostu lepszego zgrania w czasie być nie mogło, idealnie. Piwo Cziernigiwskie smakuje wybornie, zamawiamy szaszłyki i rozkoszujemy się odpoczynkiem obserwując jak świat moczony jest hektolitrami deszczu.

1905
1906

Później ładujemy się do apartamentu o bardzo przyjemnym standardzie, a po wieczornej toalecie ma miejsce taka sytuacja:

1907

Nie, nie ubraliśmy kasków pozując do zdjęcia. Odwrotnie: zdjęcie robię ze względu na to, że wszyscy siedzimy na łóżku w… kaskach i w pewnym momencie wydaje mi się to godne utrwalenia.
No dobrze, nie jesteśmy kosmitami (a przynajmniej nie aż tak). Siedzimy w kaskach bo uczymy się obsługi interkomów a dokładniej uczymy je współpracować ze sobą. Wszyscy używamy Interphone BT-500, które nie posiadają trybu konferencyjnego, łączą się po sparowaniu 1:1. Ale, że noc długa a dociekliwość nie pozwala nam nie spróbować, udaje się je tak połączyć, że Ogór może wywołać tylko Lesia, Lesio mnie a ja… szsz cholera a może zupełnie inaczej… Nie ma to większego znaczenia istotny jest fakt, że stosując odpowiedni system znaków każdy z nas ma z kimś łączność, co każdemu zapewnia możliwość wymiany spostrzeżeń drogowych na gorąco a nie dopiero na postoju. A każdy motocyklista wie, że pewne sytuacje NALEŻY skomentować od razu. Weźmy na przykład te zmoknięte dziewczyny na przystanku… Właściwie to chyba one spowodowały tę wieczorną dociekliwość sprzętową (telekomunikacyjną)...

Koszty:
Hotel - 250 hr (3 osoby)
Kolacja - bogracz, szaszłyki, piwo, piwo, piwo - 326 hr (3 osoby)
Śniadanie - omlet, jajecznica, kawa - 94 hr (3 osoby)

Całość 670 hr /3 osoby
Ostatnio zmieniony 13.02.2016, 12:42 przez geloff, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
pawlus
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 195
Rejestracja: 18.09.2015, 09:23
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Mikołów ( SMI )

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: pawlus »

Pozdro z Mikołowa. No to dajecie c.d.

Wysłane z mojego SM-G530FZ przy użyciu Tapatalka
Awatar użytkownika
HarryLey4x4
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 712
Rejestracja: 29.01.2015, 22:45
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: spod Poznania

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: HarryLey4x4 »

Co tak wolno... Skryba daj czadu :lanie:

P.S. z ciekawości , na ile czasu BT-500 starczała wam bateryjka ? Ja mam 3 sztuki tych sprzętów i co 4 godziny muszę zmieniać na naładowaną jednostkę :sad:
Awatar użytkownika
Pingwin
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 561
Rejestracja: 06.12.2008, 00:10
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Nysa/Reykjavik

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: Pingwin »

Oczywiscie czyta sie :thumbsup:
Dawniej gdziala
Awatar użytkownika
Ifko
naciągacz linek
naciągacz linek
Posty: 66
Rejestracja: 20.06.2015, 23:10
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Gliwice

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: Ifko »

Świetna relacja z wyprawy :-) czekam na wiecej :!:

Wysłane z mojego ALE-L21 przy użyciu Tapatalka
Rolo
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 726
Rejestracja: 26.07.2010, 15:19
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Wrocław

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: Rolo »

KŁERWA!!!! Nie mogliście cie się na tym samym przystanku zatrzymać i fotek zrobić??? :lanie:

a tak serio to pisz waćpan, bo się fajosko czyta.

P.S, "Bombardier" mistrz :grin:
Motocyklistę jest w stanie zrozumieć tylko pies wystawiający pysk za okno jadącego samochodu
TA XL 650 '01 => AT XRV 750 '02
Awatar użytkownika
geloff
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 45
Rejestracja: 27.06.2013, 14:50
Mój motocykl: XL650V

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: geloff »

Dzięki Panowie za zainteresowanie relacją i dobre słowa. Z takim dopingiem łatwiej ciągnąć dalej, więc niebawem c.d.

Pozdrawiam
geloff
Awatar użytkownika
Slawol74
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 240
Rejestracja: 10.10.2015, 17:29
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Poznań

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: Slawol74 »

Pochłaniam lekturę i czekam na więcej . świetna robota !!! gratki .
Awatar użytkownika
geloff
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 45
Rejestracja: 27.06.2013, 14:50
Mój motocykl: XL650V

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: geloff »

HarryLey4x4
Pytasz o baterię w BT-500 - Przy moim użytkowaniu ładowałem ją mniej więcej co 2 dni. Wystarczała spokojnie na kilka godzin słuchania muzyki, potrzebne rozmowy telefoniczne (kilka dziennie) no i rozmowy przez intercom. Oczywiście czasami jechałem w ciszy - bo tak lubię.

Pozdr.
geloff
Awatar użytkownika
HarryLey4x4
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 712
Rejestracja: 29.01.2015, 22:45
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: spod Poznania

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: HarryLey4x4 »

no tak, mój osprzęt ma już kilka lat, może po prostu siadła bateryja. Szukam nota bene zamiennika, bo można ją wymienić, ale trzeba się trochę pobawić.
Awatar użytkownika
geloff
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 45
Rejestracja: 27.06.2013, 14:50
Mój motocykl: XL650V

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: geloff »

3. Wtorek 30.06

Wstajemy wypoczęci i chętni do ataku na kolejne kilometry. Czyżby? Za oknem pochmurno, wyprana bielizna powieszona na balkonie jak kapała, tak nadal kapie. Dobrze, że przynajmniej nic nie kapie z nieba…

1911

Lesio usłyszawszy o sytuacji za oknem, „zagrzebuje się w ściółce i wykazuje niechęć do krycia” (cyt. za K. Czubówną):

1912

Jak widać na powyższych zdjęciach – wyprawa na całego!
- Lesiu, wstawaj!
- Leszcze chwilkę, jeszcze chwilkę…
- Lesio, jedziemy!
- Tak, tak, już wciągam żółtko…
Kiedy w końcu udaje nam się wyciągnąć Lesia z łóżka przystępujemy do śniadania w barze na dole. Po śniadaniu jeszcze toaleta – no bo jakże nie skorzystać kiedy to może ostatni raz w komfortowych warunkach…
Nic więc dziwnego, że wyjeżdżamy późno. Nie notuję nawet o której – kogo to obchodzi?
Ruszamy w kierunku Parku Narodowego „Synewyr”. W górach jedzie się fantastycznie, widoki coraz bardziej zachwycają. Po drodze mijamy ładną dziewuszkę na skuterze, która wiezie wielkie tobołki przytroczone z dwóch stron swojego pojazdu. Dziewczę zjeżdża z drogi w kierunku rzeki, odwiązuje toboły i… wyrzuca z nich śmieci wprost do wody. Nie omieszkaliśmy przedyskutować tej sytuacji via intercom.
Rzeka Tereblya zmienia się w całkiem spory akwen a to za sprawą pokaźnej zapory:

1913

Zaporę określamy mianem „oczyszczalni ścieków” ponieważ na jej koronie gromadzi się wszystko, co okoliczna ludność wrzuca do rzeki. Na dół spływa woda prawie czysta. Przynajmniej do czasu większej ulewy… Co jakiś czas razem z wodą zabiera się butelka, która leci z łoskotem na dół rozbijając się o kamienie. Przykry widok.
Jedziemy dalej mijając przeróżne wehikuły:

1914
1915

Przy jednym ze skrzyżowań widzimy interesującą budowlę na górze przed nami:

1916

Postanawiamy dowiedzieć się cóż to za budowla. Chwilę szukamy drogi dojazdowej i dojeżdżamy pod ośrodek.

1917
1918

Ośrodek jest w budowie ale jednocześnie zaczyna już popadać w ruinę. Początkowy inwestycyjny rozmach został z jakiegoś powodu wyhamowany. Zadość naszej ciekawości czyni stróż, który na nasz widok niespiesznie wychodzi ze swojej przyczepy i opowiada historię budowy. A historia jest prosta: Ośrodek sportowy mieszczący w sobie sale gimnastyczne, basen i wiele innych atrakcji został wybudowany przez firmę produkującą… chleb. Czyli przez piekarnię tak jakby. Albo prędzej w ukraińskim stylu: przez „króla chleba”. Ale przyszła wojna i kapitał szlag trafił więc od kilku lat wszystko niszczeje. Tutaj po raz pierwszy usłyszeliśmy słowo „wojna” tak odległe, nienaturalnie nieprawdziwe, książkowo-filmowe.
Ciężko stać w pełnym słońcu (chociaż nie narzekamy ani trochę, bo cieszymy się ładną pogodą) zatem ruszamy. Znudzeni zbyt dobrą drogą skręcamy w drogę oznaczoną na mapie kolorem białym i od razu jest bardziej interesująco. W małej wiosce Uhlya robimy przerwę na kawę zatrzymując się pod sklepem.

1919

Właściciel sklepu i baru a zarazem kelner, podaje nam kawę i po chwili rozmowy pokazuje tartak ulokowany w podwórku. Wymieniamy się numerami – niby wakacje ale od pracy trudno się całkowicie oderwać…

1920

Skąd ja znam wioskowe „Geesy”, które nijak nie zachęcały do wejścia a i tak trzeba było wejść, kupować towary w szarych, „zastępczych” opakowaniach i cieszyć się niezmiernie kiedy udało się kupić cukier na wagę czy słone masło.... Tutaj towary na półkach wyglądają normalnie (czyt. kolorowo) ale z zewnątrz – wypisz, wymaluj „GS”:

1921

Po drodze mijamy mnóstwo bajkowych cerkwi. Ze złotymi dachami i żywo malowanymi elewacjami wyglądają dosłownie jak szopki krakowskie. Cały czas zastanawiamy się jakim cudem dachy mogą tak błyszczeć?

1922

Każdy postój w wiosce powoduje zbieg małej okoliczności tzn ciekawskich dzieciaków. Każdy chce obejrzeć z bliska i dotknąć motocykle. Generalnie gdziekolwiek się pojawiamy wzbudzamy spore zainteresowanie, mijani ludzie machają do nas i pozdrawiają. Kiedy tylko nadarza się okazja prowadzimy przyjacielskie pogawędki.

1923

A biała na mapie droga wygląda mniej więcej tak:

1924

W okolicy Dubove zjeżdżamy na szutrówkę, którą kilkadziesiąt km przez las jedziemy na południe, w kierunku granicy z Rumunią.

1925

Przed chwilą nieźle padało, drogą płyną strumienie brudnej wody i jest nieco ślisko.

1926
1927

Ale im wyżej, tym ładniejsze widoczki:

1928
1929
1930
1931
1932

Dojeżdżamy do Boczkowa, kilkanaście kilometrów jedziemy wzdłuż granicy po czym odbijamy na północ w kierunku Rachowa. Jest godzina 19.00 więc zaczynamy rozglądać się za noclegiem. Mijamy Rachów, mijamy Kvasy. Okolice są bardzo turystyczne, więc oferta noclegowa jest bogata. Ale… miały być namioty… Dlatego gdzieś za Kvasami najpierw sprawdzamy hotel:

1933

Ale tu nam coś nie odpowiada, nie wiem co – może towarzystwo. A może po prostu chodzi o to, że nie wypada spać w pierwszym lepszym hotelu. Dlatego jedziemy dalej i znajdujemy inny hotel:

1934

Ta miejscówka od razu przypada nam do gustu. U podnóża „hotelu” (tak oznaczyła to to nawigacja) rozciąga się całkiem przyjemny placyk z miejscem na ognisko. Niestety z uroków miejsca korzysta już spora grupa młodzieży, dodam: Rozwrzeszczanej i lekko znietrzeźwionej młodzieży. Nie żebyśmy mieli coś przeciwko nocnym śpiewom przy ognisku ale tu jest jednak zbyt wesoło… (ech, wycieczka tetryków).
No więc zjeżdżamy na dół do… jakiegoś sanatorium (strzał w 10 dla wycieczki tetryków), gdzie jednak nie chcą nas zakwaterować bośmy nie kuracjusze. Przystajemy więc pod miejscowym sklepem aby zebrać myśli. Pod sklepem są ustawione stoliki, przy których siedzi spora grupka miejscowych. Miejscowi z zainteresowaniem patrzą jak my myślimy. Zaraz okazuje się, że znajomy znajomego prowadzi agroturystykę i chętnie nas przenocuje. Parę minut później znajomy znajomego staje przed nami i prowadzi nas do swojego domostwa:

1935

Ha! Trafił nam się niezły folklor – wchodzimy w temat bez chwili namysłu.
Kwaterujemy się w budynku w głębi podwórka (na zdjęciu Lesio już go pacyfikuje), obok stoi dom gospodarzy (ten z drabiną pod oknem) a po lewej… BANIA. O ile domy są bardzo skromne, to bania – wypas. Składa się ona z kilku pomieszczeń. Wchodzi się do przedsionka, w którym znajduje się stół i ławy a w rogu nawet telewizor, dalej po lewej stronie korytarzyka jest szatnia a po prawej sauna (a właściwie bania) ogrzewana piecem na drewno (palenisko ładuje się od strony przedsionka).Na końcu budynku umieszczony jest prysznic i głęboki na 1,8 m brodzik wypełniony lodowatą wodą. Powiem krótko i młodzieżowo: Grubo.
Niestety nie korzystamy z bani. Najpierw robimy wycieczkę do sklepu po coś na kolację, później tę kolację przyrządzamy i zjadamy. Po tym wszystkim już jest na tyle późno, że banię odpuszczamy. Szkoda.

Koszty:
Nocleg - 180 hr (3 osoby)
Sklep (kolacja + piwo) - 145 hr (3 osoby)
Śniadanie - 100 hr (3 osoby)

Całość - 425 hr / 3 osoby

Paliwo (tylko moje) 16l, 311 hr czyli 19,43 hr/l - płatność kartą
Ostatnio zmieniony 13.02.2016, 13:01 przez geloff, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
blazejd84
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 36
Rejestracja: 19.02.2015, 18:45
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Chojnice

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: blazejd84 »

Kolego,książki powinieneś pisać :thumbsup: Super relacja,przyjemnie się czyta..
Jesteś tym,kim chcesz być...
Awatar użytkownika
falco
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5544
Rejestracja: 06.04.2010, 16:06
Mój motocykl: nie mam motocykla
Lokalizacja: K-J

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: falco »

Moje klimaty! :punk:
Zegarek jest zbędny, zwłaszcza "rano" a jak wiadomo na wyjazdach "rano", to okolice 10-11 czy jakoś tak, bo przecież nie noszę zegarka a Lesio, okazuje się bratnią duszą... :haha:
Jak pamiętasz, to wrzucaj proszę proste, ale przydatne informacje typu po ile noclegi - czekam na cd...

P.S. Tak się zastanawiam co spowodowało, że zawróciliście aby "cyknąć" stary autobus a "odpuściliście" młodym, jędrnym, wilgotnym dziewczynom...? :lol:
Pozdr! falco
...nie ma boga i Motóra...


Czas Diabła... oto Łezka...
Awatar użytkownika
Slawol74
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 240
Rejestracja: 10.10.2015, 17:29
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Poznań

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: Slawol74 »

Cytat : P.S. Tak się zastanawiam co spowodowało, że zawróciliście aby "cyknąć" stary autobus a "odpuściliście" młodym, jędrnym, wilgotnym dziewczynom...? :lol:

Hmm a może jakaś zmowa milczenia jest a sytuacja z dziewczynami wyglądała inaczej :whip: :sex: :drinking: :mouthshut:
Awatar użytkownika
geloff
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 45
Rejestracja: 27.06.2013, 14:50
Mój motocykl: XL650V

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: geloff »

Falco
Dodałem koszty noclegów, będę wrzucał co mam - wedle notatek. Dzięki za uwagę.

Odnośnie mokrych dziewuch vs stary autobus: Bo wiesz, my myślimy techniczne - zdjęcie autobusu w domu pokazać można a mokrą dziewuchę... musiałbym w portfelu nosić czy jak...
Awatar użytkownika
Kiddo
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 205
Rejestracja: 30.01.2015, 17:15
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Stuttgart/ Gdańsk
Kontakt:

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: Kiddo »

[quote="Slawol74"]Cytat : P.S. Tak się zastanawiam co spowodowało, że zawróciliście aby "cyknąć" stary autobus a "odpuściliście" młodym, jędrnym, wilgotnym dziewczynom...? :lol:

Należy czytać ze zrozumieniem. Przecież napisał, że to wyprawa tetryków. W podeszłym wieku autobusy są o wiele bardziej interesujące..... :lol:
Awatar użytkownika
HarryLey4x4
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 712
Rejestracja: 29.01.2015, 22:45
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: spod Poznania

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: HarryLey4x4 »

ja jestem w podobnym wieku, a na niektóre mokre dziewczyny, nie widzę problemu, by patrzeć technicznie...
Awatar użytkownika
pawlus
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 195
Rejestracja: 18.09.2015, 09:23
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Mikołów ( SMI )

Re: Mołdawia 2015 a po drodze Ukraina i Rumunia

Post autor: pawlus »

Na razie bardzo grzecznie[WHITE SMILING FACE] 0 dziewczyn, 0 % , 0 BANI. A z czego nie zrezygnowaliście? Jakaś niespodzianka była?

Wysłane z mojego SM-G530FZ przy użyciu Tapatalka
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości