Nooo to Albania

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
ckcrew
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 362
Rejestracja: 23.10.2011, 17:04
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Piła/Poznań

Nooo to Albania

Post autor: ckcrew »

Hmmm zawsze najtrudniej jest zacząć…
Minęło już sporo czasu od naszego powrotu, wieczory stały się chłodne i słodkie czerwone wino zaczęło również lepiej smakować… Czas powrócić wspomnieniami do tych niesamowitych miejsc.

To jak to się stało że trafiliśmy do Albanii…

Właściwie nie miałam brać udziału w imprezie, nowa praca więc zastanawiałam się czy dostanę odpowiednią ilość urlopu i w dodatku w terminie pasującym reszcie. Mając to wszystko w głowie zrezygnowałam z wyjazdu, ale Maciej powiedział, że nie ma zmartwienia dla mnie miejsce zawsze będzie. Cóż pocieszyła mnie ta myśl, ale mentalnie nastawiłam się bardziej na wysłuchiwanie kolejny raz opowieści o wspaniałych trasach… Kolejny raz chciałam odłożyć w czasie wyjazd.
Jednak…
Ta myśl jest okropna, znajomi jadą, przygotowują się, opowiadają o planach, oczekiwaniach, a Ty słuchasz… i słuchasz… i kolejny raz słuchasz, aż w końcu trafia Ciebie i stawiasz wszystko na głowie żeby jechać. Więc gdzieś w okolicach czerwca ustaliłam ze sobą, że jednak jadę. Całe szczęście miejsce nadal na mnie czekało :) Ha! Maciej słowa dotrzymał i mój misiek ma zagwarantowany transport, a ja jadę razem z miśkiem :)

Dwa tygodnie przed wyjazdem w Poznaniu pojawiła się przyczepa, mała transformacja i tydzień później była to już laweta przystosowana do profesjonalnego przewozu motków. Wyjazd zaplanowaliśmy na 28 sierpnia.

Laweta jest, motki na niej, auto z hakiem również było, kierowców trzech szkoda, że tylko jeden z uprawnieniami na lawetę, ale tym będziemy się martwić jeśli będzie taka potrzeba.
Dzień wyjazdu. Ok, motki pojechały z Maciejem rano do Dzierżoniowa, ja jeszcze miałam cały dzień w robo przed sobą, ale zaraz po 16 ruszaliśmy. Właściwie to nie polecam takiego rozwiązania, to jest jakaś pomyłka. Czas stał w miejscu, a chwilami miałam wrażenie, że wskazówki się cofają. Do tego szef cały dzień kręci się w okolicy żeby na koniec, kiedy już upragniona, wytęskniona 16 wybija zatrzymać Cię, bo ma ważną, pilną nie cierpiącą zwłoki sprawę, którą ostatecznie bez problemu można załatwić w ciągu miesiąca po powrocie z wakacji. Cóż, czas wyrwać z pracy i ruszać.
“It would seem that you have no useful skill or talent whatsoever. Have you though of going into teaching?”
Terry Pratchett, Mort
Awatar użytkownika
ckcrew
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 362
Rejestracja: 23.10.2011, 17:04
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Piła/Poznań

Re: Nooo to Albania

Post autor: ckcrew »

Dzień 1
Tak więc ruszamy. Czy wspominałam o tym, że zastanawiałam się czy dam radę? Hmmm… Nie zastanawiałam się i przez najbliższe 40 h nie będę o tym myślała, bo i po co :D Gdzieś w okolicach Wrocka dowiadujemy się, że jednak jedziemy we trójkę, a miało być nas czterech. Jednak nic nie jest w stanie osłabić naszego napalenia. Jedziemy i choćby droga przed nami się zawalała, a niebo spadało na głowę to i tak by nas nie powstrzymało.

Po dotarciu do rodziców Macieja zajadamy kolację (cóż mama), szybkie przepakowanie, informacja o tym, że cieknie mi zacisk z przodu i już jedziemy…
Stop stop, jak to cieknie mi zacisk?! W związku z małą zmianą ilościową Maciej z kolegami przestawiali motki i zauważyli cieknący płyn. Nooooooooooooo dobra, pierwsza stacja i już mam butelkę na dolewkę.
Jedziemy dalej, Polskę opuszczamy za Boboszowem, Czechy (nic ciekawego- ja śpię w przedziale sypialnianym), Austria ( ja nadal śpię). Pod Wiedniem przerwa na kawę, jedzenie i rozprostowanie kości. Wracamy na drogę i nadal nudy. Słowenia- winieta za porąbane pieniądze, ale w związku z lawetą nie chcemy opuszczać dróg najwyższej klasy. Dalej to już Chorwacja. Za Zagrzebiem zmiana kierownika. Maciej idzie spać, a ja przechodzę przyśpieszony kurs obsługi dużych lawet :D Już w tym miejscu docierają do nas pierwsze informacje o warunkach naszej wyprawy… Będzie piekło – dosłownie. Auto zostawione na 15 min na słońcu nie zachęca. Piękna pogoda będzie nam towarzyszyła do samego końca.

Obrazek


Maciej śpi, godziny mijają i droga też. Kończąca się autostrada jest znakiem do zmiany kierowcy. Szybki przejazd przez BiH, i znowu w Chorwacji, ale niestety tempo nam wyraźnie spadło, pojawiły się też korki. Wszyscy jesteśmy już zmęczeni drogą i zaczynamy marzyć o pokoju i spaniu. Granicę z Czarnogórą przekraczamy sprawnie, na prom przez zatokę Kotorską też nie czekamy( jak to nie objedziemy zatoki? Ale… ale… Dobra nie to nie).

Obrazek
Maciej prezentujący swoją najmocniejszą stronę

Jeszcze tylko trochę i będziemy na miejscu. Niestety w Budvie zaczynają się spore korki a nasze tempo łudząco przypomina tempo żółwia w mistrzowskiej formie. W takich okolicznościach, mocno wkurzeni docieramy do Baru. I zaczynamy szukać noclegu, na który mieliśmy namiar. Oczywiście jak to w takiej sytuacji bywa przejechaliśmy zjazd. Więc szybkie pobocze w celu ustalenia nowej trasy do celu.
Kolejna oczywistość, czyli lokales, który zatrzymuje się i oferuje nam swoją pomoc, a dokładniej rzecz ujmując oferuje nam nocleg. Bo u niego sami Polacy i, że bezpiecznie, i nie narzekają, i ładne pokoje, i niedaleko( wg niego około 1 km) i… i… i 15 min później po małych negocjacjach cenowych jedziemy za typem. 1 km w rzeczywistości okazał się wyjątkowo długi, a my zaczęliśmy się zastanawiać czy przypadkiem nie zgarniemy na miejscu noża w plecy. Uff dotarliśmy i był nawet u celu hotel :) Po małej wizji lokalnej i wyjaśnieniu, że potrzebujemy w sumie dwa noclegi i przechowalnię dla autka i lawety ostatecznie ustaliliśmy cenę i lokales się zawinął. Była prawie 22, jechaliśmy 24 h.
Więc jesteśmy na miejscu, czas poszukać sklepu z jedzeniem i piwem- oczywiście lokalnym. 2 butelki a czuliśmy się jak na ostrej imprezie. Dalej szybki prysznic i lulu. Jutro zajmiemy się motkami.

Dzień 2
Niekoniecznie wyspani i niekoniecznie wypoczęci wstaliśmy. Przy śniadaniu ustaliliśmy plan na dzisiejszy dzień. Później okaże się, ze będzie to nasz codzienny rytuał- śniadanie, mapa i dyskusja o tym gdzie jechać. Postanowiliśmy, że dzisiaj kręcimy się po Czarnogórze. Obowiązkowym punktem programu jest mauzoleum Piotra Niegosza znajdujące się w Parku Narodowym Lovcen.
Motki zestawione, laweta odstawiona, i kontrola sprzętów. Czas przypomnieć sobie o cieknącym z zacisku płynie. I właśnie nastał moment w którym poziom płynu wrócił do normy. Nieeee, nie myślcie, że dolewałam płynu. Nic z zacisku nigdy nie ciekło. Skoro Maciej zauważył wyciek to w nagrodę dostanie płyn do swoich tobołków i będzie mi go już do końca wyjazdu woził( tak na wypadek pojawienia się wycieku).
Zapakowaliśmy tobołki, powiedzieliśmy „papa” Polakom i wrotki. Ruszyliśmy po 12-tej.

Obrazek

Obrazek
Faktycznie jakoś tak swojsko

Gdzieś słyszałam, że południowcy jeżdżą fatalnie, dlaczego nie była to jedynie bajka :( No dobra, nie było tak źle. Pierwsza godzina jazdy, kilka gwałtownych hamowań- nie tylko moich, parę uślizgów później(ten asfalt to jakiś dziwny jest), piesi wpadający pod koła i wyjechaliśmy z miasta. Zaczęliśmy się wspinać i przypomniałam sobie, że nie myślałam o tym czy ja dam radę. Dobra, pomyślę o tym później a teraz poprzeżywam moją traumę związaną ze 180-cio stopniowymi zakrętami na wąskich drogach, kiedy z naprzeciwka jadą inne pojazdy i nie wyglądają na takie, które chcą dzielić się drogą. Pierwszy przystanek zaplanowaliśmy ( tiaa zaplanowaliśmy, o przystankach decydować będzie przypadek, zmęczenie i gotujące się trampki) w miejscu, w którym rozciągał się przepiękny widok na zatokę Kotorską. Kilka fotek i jedziemy dalej ( jeszcze dwa razy zatrzymamy się aby podziwiać tą przepiękną zatokę zanim widok przesłonią nam góry).

Obrazek

Obrazek

Po wjechaniu do parku narodowego droga mija całkiem przyjemnie- zakręty, zjazdy, podjazdy i takie tam umilacze czasu. Nieco nudnawą atmosferę przerywają nadciągające niespodziewanie z naprzeciwka autobusy, które nie wykazują najmniejszej chęci do zjechania na pobocze, za to my nie mieliśmy wyboru. Tak więc kilkanaście zakrętów później dojechaliśmy najwyżej jak się dało(1615 m.n.p.m) i potem już z buta dotarliśmy do mauzoleum.

Wdrapując się po schodach zastanawiałam się który to mądrala zaproponował odwiedzenie tegoż miejsca… Gdzieś w połowie drogi przypomniałam sobie, że to ja suszyłam chłopakom głowę o to miejsce( ale Maciej mi radośnie przytakiwał). Jeszcze tylko kilkadziesiąt… kilka schodów i docieramy(dobra przyznaję, że dawno się tak nie zmęczyłam).

Obrazek
Ja się nie poddawałam
Obrazek
ale panowie dali za wygraną dość szybko


We wnętrzu mauzoleum znajduje się spory kawał granitu, który przedstawia podobiznę Piotra II Petrovicia Niegosza i jakieś ptaszysko :D Z mauzoleum można wyjść na punkt widokowy, z którego rozciąga się przepiękny widok na pasmo gór Lovocenu. Wejście do Mauzoleum jest płatne, ale to my Polacy, więc we krwi mamy targowanie się. I tak mamy promocję rodem z Biedronki pt. „trzech w cenie dwóch”.

Obrazek

Czas płynie tu zupełnie inaczej, więc powoli żołądki zaczynają nam przypominać o konieczności ich wypełnienia czymś zjadliwym. Mijamy kilka barów, w których nie ma gości, więc decydujemy się na jedzenie na stacji benzynowej.
Podgoricę bierzemy tranzytem i kierujemy się na Gusinje. Maciej prowadzi, więc kawałek za stolicą zjeżdża w prawo, bo opatentował skrót. Nie protestuję ja, Seba też nie. Więc jedziemy, raz się wspinamy, żeby za chwilę jechać w dół, objeżdżamy kilka niewielkich gór, jest przyjemnie. Tylko to „przyjemnie” po jakimś czasie zamienia się miejscami ze znanym utworem niejakiego Feela „jest już ciemno”.
W związku z tym, że ciemności nastały, swoją podróż przez drogi ostatniej klasy rozpoczęły ciężarówki wyładowane drewnem. Mijamy jedną za drugą, końca drogi nie widać, za to łysy świeci już dość wysoko. Zaczyna też robić się zimno. Jednym słowem wylądowaliśmy w naprawdę czarnej dupie w dodatku bez jedzenia. Nieeeeee, nie marudziłam. Po prostu w pewnym momencie się zatrzymaliśmy, a ja powiedziałam, że dalej nie jadę.
Całe szczęście, że miejsce postoju nie zostało wybrane przypadkowo. Zatrzymaliśmy się przy pierwszym napotkanym zabudowaniu. Postanowiliśmy więc błagać o nocleg. Co prawda pies będący na wyposażeniu gospodarstwa nie brzmiał przyjemnie, ale nie zrobił na nas należytego wrażenia. Ok idziemy. Z domu wyskakuje ktoś, więc na migi informujemy go, że trawnik przed domem przypomina nam łóżko. Kazał nam chwilę poczekać, więc czekamy, w międzyczasie pies przestaje ujadać, a z domu wyłania się starsze Państwo. Ufff pozwalają nam nocować. Motki zaparkowane, namiot rozbity i mnie nie ma. Wszystko razem trwało jakieś pół godziny.
“It would seem that you have no useful skill or talent whatsoever. Have you though of going into teaching?”
Terry Pratchett, Mort
Awatar użytkownika
zaczekaj
przycierający rafki
przycierający rafki
Posty: 1199
Rejestracja: 28.03.2011, 20:40
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Złotoryja
Kontakt:

Re: Nooo to Albania

Post autor: zaczekaj »

Super! W końcu babska relacja. Proszę o więcej zdjęć :-)

wytapatalkowano
Z życiem jest jak z motocyklem. Jak masz mało oleju to daleko nie zajedziesz...

https://www.facebook.com/zaczekajnamotorze

Tramp600, crf300Rally, swm300rs, xt660r
Awatar użytkownika
ckcrew
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 362
Rejestracja: 23.10.2011, 17:04
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Piła/Poznań

Re: Nooo to Albania

Post autor: ckcrew »

Dzień 3
Rano wstaję całkiem wyspana, pomimo niskiej temperatury nie zmarzłam, w przeciwieństwie do moich towarzyszy.

Obrazek
Nasza miejscówka

Czas na śniadanie… Hmm no tak, jedzenia mamy tylko tyle co zostało ze wczorajszego śniadania. Tak więc następuje podział. Ja piję herbatę a chłopcy zjadają resztki wczorajszego śniadania. Towarzystwa dotrzymuje nam starsza pani, która sama określiła się „starą babą”. Od niej dowiadujemy się, że ludzie w górach mieszkają od wiosny do późnej jesieni. Ona sama ma mieszkanie w Podgoricy, a w domu w górach mieszka ze względu na pracowników z Albanii, którzy trudnią się wycinką lasu.

Dobra to szybka toaleta ( ja dostałam przydział do łazienki, a Maciej z Sebą korzystali z kranu za domem), pakowanie namiotów, „dziękuję” i ruszamy szukać śniadania.
W pierwszym napotkanym sklepie zaopatrujemy się w prowiant i postanawiamy poszukać ładnych okoliczności przyrody do śniadania. Po kilkudziesięciu km zatrzymujemy się na przełęczy i zabieramy się za uzupełnianie paliwa w żołądkach.

Obrazek

Śniadanie w takim miejscu smakuje przepysznie. Po śniadanku obowiązkowa dla Macieja mała czarna w trakcie której przybywa na przełęcz grupa jawek ze Słowacji.

Obrazek
Obrazek


Radośnie sobie paplamy, pytamy o wrażenia( bo oni właśnie z Albanii wracają), o tambylców i inne pierdoły. Ogólnie mamy przed sobą grupę wspaniałych wrażeń. Dostajemy też info o aktualnych prognozach pogody. I tak: deszcz? Nie. Chmury? Nie. Słońce? Tak. Wysoka temperatura? Bardzo. Tak więc kolorowo.

Pożegnaliśmy miłą ekipę i ruszyliśmy swoją drogą. Do granicy docieramy bez problemów. Szybko żegnamy się z Czarnogórą i jeszcze szybciej witamy się z Albanią. W końcu docieramy do granicy celu naszej wyprawy.

Obrazek

Obrazek

Miły Pan powiedział, że asfalt szybko się skończy, zacznie się bardzo zła droga (jaka zła? Przecież po to tutaj przyjechaliśmy), ale później to już piękny nowy asfalcik do samego Szkodra (ten asfalt to jakoś przeżyjemy). Jakby na potwierdzenie jego słów od strony Albanii nadjeżdża nic innego tylko pięknie okurzony mercedes.
Bananek nieśmiało wkracza na nasze twarze.

Obrazek

Jeszcze moment, paszporty oddane, kaski na łbach i rozpoczynamy naszą podróż po Albanii od drogi nr SH20. Pierwszy km szybko minął a razem z nim zwinął się asfalt, a my zaczęliśmy śpiewać dziękczynne psalmy.

Obrazek

Obrazek

Nie zdołaliśmy jednak rozwinąć swoich zdolności wokalnych, bo niespodziewanie czarne, równe zło powróciło. Jak to już? Jakiś ponury żart czy co? No nic żal jakoś upchnęliśmy w okolicach tyłka i jedziemy dalej. Najwidoczniej jednak się spóźniliśmy i Albanię już wyasfaltowali.

Zatrzymujemy się parę km dalej, na skrzyżowaniu. W prawo droga na Vermosh, natomiast nasza nawigacja zwariowała i każe nam jechać prosto. Czy my mamy jechać tą wąską leśną drogą, która wygląda jak dojazd do wycinki w lesie? Niemożliwe.
Seba trochę pokręcił się po drodze, żeby dać nawi czas na zastanowienia. Cóż nie zmieniła zdania i nadal twierdzi, że to coś co ledwo widać to droga krajowa, Macieja nawi twierdzi tak samo. Żadne z nas nie miało ochoty na sprzeczki z gpsami, więc postanowiliśmy tym razem ich grzecznie posłuchać. Po paru metrach niepewność i zdziwienie ustąpiły miejsca radości z jazdy.
Są, odnaleźliśmy te drogi, o których do tej pory tylko czytaliśmy. Jazda wyraźnie nas cieszy. Trochę piachu, droga prawie polna, a za chwilę wspinamy się w górę po kamieniach. Zaczyna robić się naprawdę przyjemnie, chociaż żar leje się z nieba.

Obrazek

Obrazek

Jest 37 stopni. Pierwszy dłuższy postój zaliczamy na jakieś polanie, ciuchy zrzucone, a my spijamy resztki wody. Już wiemy, że będziemy jej potrzebowali więcej.

Obrazek

Obrazek
Pragnę zauważyć, że mój bagaż był najmniejszy. I ucinam spekulacje,każdy wiózł swoje graty :smile:

Zakręty, szutry, góry i nic więcej nam nie potrzeba. Po jakiś 30 km. Zaczyna się budowa. Sporo buldożerów, koparek i ogólnie ciężkiego sprzętu. W dodatku zaczęło się luźne podłoże i zjazd z gór, więc moje tempo spada i trochę spowalniam Macieja i Sebę, ale nie narzekają. Jakiś czas zajmuje mi przyzwyczajenie się do tej nawierzchni i już możemy podkręcać tempo.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kawka, woda, fotka, świnie i lecimy dalej. Tylko ludzie troszkę dziwnie się na nas patrzą.

Obrazek

Obrazek


Wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc my też musieliśmy wyjechać z budowy i rozpocząć drogę po nowiutkim asfalcie. Całkiem przyjemnie się jechało, wiele zakrętów i fajne punkty widokowe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


My kierujemy się na kemping nad jeziorem Szkoderskim, a po drodze chcemy zaopatrzyć się w Kopik w leki i jedzenie. Przed miastem Maciej musiał gwałtownie hamować, bo niespodziewanie na drodze pojawił się policjant, ale tylko przeprosił i odwrócił się do nas plecami. Lekko zszokowani wjechaliśmy na stację. Później wielokrotnie doświadczymy podobnego zachowania ze strony policjantów(i nie chodzi o włażenie pod koła). Doszliśmy do wniosku, że obawiali się problemów z barierą językową. Tankowanie, kasa, jedzenie i lecimy na pole namiotowe, które, jak już wielu opisywało, jest na europejskim poziomie.

Obrazek
Kopik

Nocleg z motkiem to koszt 6,5 euro/os z wifi. Bierzemy dwa. Motki postawione, namioty rozbite, więc idziemy szukać jeziora.

Obrazek

Obrazek
Ostatnio zmieniony 17.01.2016, 22:57 przez ckcrew, łącznie zmieniany 1 raz.
“It would seem that you have no useful skill or talent whatsoever. Have you though of going into teaching?”
Terry Pratchett, Mort
Awatar użytkownika
ckcrew
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 362
Rejestracja: 23.10.2011, 17:04
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Piła/Poznań

Re: Nooo to Albania

Post autor: ckcrew »

Jezioro Szkoderskie to taka duuuuuuża kałuża, ale postanowiliśmy popływać. Najpierw jakieś 15-20 m pomostem, żeby dotrzeć do wody.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Skoro jesteśmy w wodzie to idziemy popływać… I nadal idziemy… Wciąż idziemy… Dobra ja już mam w dupie, siadam tu gdzie jestem, bo zmęczyłam się drogą do popływania. Dobił do nas Maciej. Chyba był bardziej zdeterminowany niż my, więc poszedł dalej i dalej i dalej. Jakiś czas później wrócił i stwierdziliśmy, że dobre miejsce do popływania jest pewnie po drugiej stronie jeziora pod górami. Posiedzieliśmy trochę w wodzie, albo jak kto woli w zupie, bo właściwie woda od powietrza różniła się jedynie stanem skupienia, gdyż temperatura obu była taka sama.

Kolację mieliśmy w prawdziwie królewskim wydaniu, regionalne potrawy: grilowane warzywa, sery, jakieś mięsiwo i owoce morza.
To ostatnie to moim zdaniem było paskudztwo, ale Maciej wyglądał na zadowolonego. Ja nie byłam taka zadowolona, kiedy mówił, że muszę spróbować, bo taaaaaaaaaakie pyszne są. Tia, wiedziałam, że mój gust żywieniowy nie ulegnie zmianie tylko dlatego, że jestem w dziwnym kraju.
Ryba śmierdzi rybą, a owoce morza również nie pachną lepiej. Do tego przyszło fajne i rześkie białe miejscowe wino, a dla panów piwo Tirana. Każdy jest zadowolony. Jemy, gadamy, kontaktujemy się z rodziną i znajomymi. Jest super.

Obrazek
“It would seem that you have no useful skill or talent whatsoever. Have you though of going into teaching?”
Terry Pratchett, Mort
Awatar użytkownika
markom13
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 198
Rejestracja: 04.10.2015, 00:17
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Mazury -> UK

Re: Nooo to Albania

Post autor: markom13 »

Dalej prosimy :grin:
Super relacja :ok:
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3404
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Nooo to Albania

Post autor: Qter »

Czołem!

Pięknie! Znajome miejsca i łezka w oku się kręci... dzięki za odświeżenie ;) Czekam na więcej.

PZDR

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
rox
wiejski tuningowiec
wiejski tuningowiec
Posty: 83
Rejestracja: 07.11.2013, 15:03
Mój motocykl: Africa Twin
Lokalizacja: Żory

Re: Nooo to Albania

Post autor: rox »

....czekamy :thumbsup:
mirkoslawski
młody podróżnik
młody podróżnik
Posty: 2269
Rejestracja: 28.08.2009, 11:16
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Kielce

Re: Nooo to Albania

Post autor: mirkoslawski »

nooo - dawaj Maleńka :ok:
Awatar użytkownika
coreball
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 374
Rejestracja: 04.03.2012, 10:59
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Koziegłowy

Re: Nooo to Albania

Post autor: coreball »

No dawaj dawaj...
maciejw
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 452
Rejestracja: 13.06.2008, 09:14
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Dzierżoniów (♥ Poznań)

Re: Nooo to Albania

Post autor: maciejw »

lubisz jak Cię proszą... kob(k)ietka :ok:
XL600V '98 był
jest:
Komar II 2330 '72
BMW K100RT '85
BMW F800GS '13
Awatar użytkownika
Pingwin
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 561
Rejestracja: 06.12.2008, 00:10
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Nysa/Reykjavik

Re: Nooo to Albania

Post autor: Pingwin »

Czytamy i czekamy :thumbsup:
Dawniej gdziala
Awatar użytkownika
Madman
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 541
Rejestracja: 10.06.2011, 20:33
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Suchedniów

Re: Nooo to Albania

Post autor: Madman »

Ja też dopisuję się pod prośbami poprzedników :wink:
"What’s being said, What’s in your head, What’s in the words that we believe,
Bop to the sound, Drop what you got, Cause it’s a song inside of me,
Awatar użytkownika
ckcrew
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 362
Rejestracja: 23.10.2011, 17:04
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Piła/Poznań

Re: Nooo to Albania

Post autor: ckcrew »

Dzień 4.

Kolejny dzień, śniadanie i planowanie trasy. Chcemy dzisiaj wjechać do Teth, więc jedziemy na lekko. Panowie są delikatnie mówiąc leniwi(jak muchy w smole, to był pierwszy i ostatni raz w Albanii kiedy wstaliśmy tak późno, od następnego dnia to ja-potwora budziłam ich o 7.00 i nie, śniadanie na nich nie czekało) i w drogę ruszamy po godzinie 10-tej.

Obrazek

Szkoder mijamy bokiem, i asfaltami lecimy do drogi bez oznaczenia, którą planujemy jechać. Auta dość szybko się kończą, a my zaliczamy naszą pierwszą rzeczną przeprawę. Tylko coś jest nie tak… Już wiem co, ktoś zakosił rzekę i zostawił tylko kamienie. Widok jest bardzo ciekawy uwzględniając wielkość koryta. No cóż, najwidoczniej tegoroczne lato było bardzo ciepłe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po kilku km docieramy do wioski Prekal i tam kończy się asfalt, a my zaczynamy kolejny przejazd po szutrach.

Obrazek
Misiek powiedz "papa" asfaltowi

Obrazek

Obrazek
Jest płasko więc postój

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Szutry dość szybko zamieniają się w drogę wyciosaną w zboczu góry. Podjazd jest ciężki, pot zaczął nam spływać gęstym strumieniem po naszych szanownych tyłkach, Maciej jedzie pierwszy i w pewnym momencie podbija go i traci równowagę, mijam go i widzę w lusterku, że jednak się uratował i jest 1:0 dla niego, co mocno skutecznie psuje mi humor. Przerwa woda, odpoczynek i lecimy dalej. Droga radośnie wspina się coraz wyżej i wyżej, motocykle dzielnie walczą(tiaa trampki błagają o odrobinę luzu i cienia), i nawet przyjemnie się jedzie. Jest to naprawdę piękna droga.

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Zatrzymałam się gdzieś, gdzie było bardziej płasko i czekam na Macieja i Sebę, którzy po chwili dobijają do mnie. Zostaje zarządzony dłuższy postój, więc wyskakujemy z ciuchów i siedzimy w cieniu delektując się zimną wodą i dzieląc się wrażeniami z przebytej drogi. Po około 40 minutach, kiedy po cieniu zostało już tylko wspomnienie ruszamy dalej.

Obrazek

Obrazek
Myśliciel Maciej

Obrazek
Cień się kończy więc trzeba jechać dalej
“It would seem that you have no useful skill or talent whatsoever. Have you though of going into teaching?”
Terry Pratchett, Mort
Awatar użytkownika
ckcrew
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 362
Rejestracja: 23.10.2011, 17:04
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Piła/Poznań

Re: Nooo to Albania

Post autor: ckcrew »

Jak to bywa w podróżach, w końcu kogoś musiał dopaść pech. Tylko dlaczego akurat na narratora tej opowieści padło? Pewnie to z powodu płci, wiedziałam, że nie ma mowy o równouprawnieniu.
180 stopni, pod górkę, luźna nawierzchnia. Ok. tłumaczę się, ale prawda jest taka, ze źle najechałam, a na poboczu czekały dwa kamloty. Jeden na motek, a drugi dla mnie. Lot pewnie był piękny, tylko lądowanie jak zawsze słabe. Okolice mojego tyłka wylądowały na kamieniu, a cała reszta w pięknie pachnącym zielsku. W innych okolicznościach zastanawiałabym się czy jest zjadliwe i do jakiego mięsiwa bym je dodała. Niestety zielsko nie było przyjaźnie do mnie nastawione i wystawiło na spotkanie ze mną wszystkie swoje igły. Będę wyciągała je z różnych miejsc do końca wyjazdu.

Hmm to ja sobie poczekam w tych pięknych okolicznościach przyrody na przybycie kolegów.
W końcu nadjechali moi wybawcy i ruszyli dzielnie z pomocą. Zabrali się do tego naprawdę po męsku czyli „od dupy strony”. Zamiast postawić do pionu motocykl rozpoczęli wyciąganie mnie z zieleniny. Panowie podnieście motocykl, bo ja jeszcze mam siły żeby doprowadzić do pionu moje ciało. Trzy głębokie wdechy i jedziemy dalej.

Docieramy w końcu do najwyższego miejsca, objeżdżamy szczyt i zaczyna się droga w dół. Wciąż jechałam pierwsza, tylko bez nawigacji, docieram do rozwidlenia i nie wiem gdzie jechać, więc w związku z brakiem zdecydowania w tej kwestii zaliczam drugą glebę. Nosz cholera puścili babę bez nawigacji przodem na spotkanie z wilkami, yeti, grizzly i wszystkim innym co może zabić bezbronne dziewczę. To nie mogło się inaczej skończyć :grin: To wszystko ich wina! Panowie stawiają na koła motocykl i stwierdzają, że mam dosyć. Nie mam dosyć tylko zupa była za słona, a kamienie za okrągłe! Nie daję za wygraną i chcę jechać dalej, ale jest 2:1 dla męskiej części. Dobra odpoczynek.

Odpoczywamy 10 min i ruszamy dalej, tylko po to żeby po 1 km zatrzymać się na kawę (Le i Keq)! W środku niczego, na pięknej polanie stoją dwie kawiarnie. Wybieramy jedną z nich, zamawiamy kawę i 3 butelki wody. Kawa wg relacji Macieja jest pyszna, a woda jest z kranu. Czas ruszać dalej.

Jak dla mnie jazda po górach powinna się kończyć na dotarciu do szczytu, a potem motki powinny być transportowane helikopterami. Niestety prawda jest taka, że zdecydowanie lepiej czuję się na podjazdach, nawet jeśli są nie wiadomo jak strome. Zjazdy wciąż są dla mnie traumatyczne. Panowie dzielnie mnie wspierają, ale ich bardzo spowalniam. Ta myśl plącze się w mojej głowie jak jakaś natrętna mucha.

W połowie drogi w dół natknęliśmy się na strumień, który pięknymi kaskadami spływał w dół doliny i przecinał naszą drogę. W tym miejscu spotkaliśmy niesamowitą parkę, żywcem wyrwaną z lat 60-tych ubiegłego wieku- generalnie hipisi żądzą. Podróżowali starym volkswagenem bodajże caravelle z psiakiem. Chwilę na siebie popatrzyliśmy i państwo pojechało dalej, a my postanowiliśmy odpocząć.

Obrazek
Niestety zdjęcia z tego miejsca są słabej jakości

Rozkoszuję się pięknem tego miejsca i ciszą jaka tutaj panuje, jednak nie było mi dane długo cieszyć się chwilą, gdyż słyszę przeraźliwy krzyk Macieja.
Obracam się i go nie widać… Pędzę przerażona, obawiając się tego co mogło mu się stać. Docieram, widzę go, jest cały, radośnie pluska się w wodzie. Więc dlaczego tak przeraźliwie krzyczał? Otóż w chwili, kiedy zamoczył swój szanowny zadek w wodzie nastąpiło to co nastąpić musiało czyli niekontrolowany oraz bardzo dynamiczny skurcz jajek i to było powodem tak bolesnego krzyku. Phi tyle hałasu o nic :smile:
Skoro Maciej nie umiera idę połazić. Fajne kamloty, powalone drzewa i strumień ginący gdzieś w tym gąszczu. Idealne miejsce na odpoczynek.

Obrazek
“It would seem that you have no useful skill or talent whatsoever. Have you though of going into teaching?”
Terry Pratchett, Mort
Awatar użytkownika
ckcrew
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 362
Rejestracja: 23.10.2011, 17:04
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Piła/Poznań

Re: Nooo to Albania

Post autor: ckcrew »

Czas się zbierać. Droga wciąż nie jest do mnie przyjaźnie nastawiona, ale trudno, trzeba jechać dalej. Docieramy w końcu na dno doliny. W Breg-Lumi i Shales wyjeżdżamy na asfalt. Tym razem to ja wznoszę pieśni ku wszystkim bogom za ten luksus. Jedziemy przez wioskę, stres związany z jazdą powoli mnie opuszcza. Opuszczamy wioskę, równa i piękna droga otwiera się przed nami… Stop stop! To jakiś ponury żart czy co?! Kończy się wioska i kończy się asfalt (moje odczucie było łudząco podobne do tego kiedy ktoś zaprasza Cię na wódkę i stawia polówkę do podziału na dwie osoby, toż to szkoda gęby moczyć), ponownie wracamy do rzeczywistości jeszcze lepszej niż zjazd do doliny. Przed nami żleby. Wielkie, rozpoczynające się wysoko ponad naszymi głowami żleby przecinają nam drogę, a raczej są jej częścią. To jest właśnie ten moment kiedy zaczynam się zastanawiać co ja właściwie tutaj robię i dlaczego do jasnej cholery nie spędzam wakacji tak jak przystało na cywilizowanych ludzi. Czyli w jakimś ciepłym, kilkugwaizdkowym kurorcie, sącząc leniwie drinka z palemką, mocząc tyłek w wielkim basenie. Zachciało się jazdy po dzikim kraju.

Obrazek

Obrazek
Koledzy Maciej i Sebastian mogą potwierdzić, ze to tylko ładnie wyglądało

Świetnie, poślady zaciśnięte i trzeba jechać.
Jedziemy i jedziemy i jedziemy. W pewnym momencie widzę, że mój skromny peleton zaczyna się rozjeżdżać. Maciej zaginął gdzieś z przodu na swoim rumaku, a Seba się chyba zatrzymał. Najwidoczniej jemu skończyło się rumakowanie. Pewnie trampek się zgrzał, albo coś się stało. Misiek wciąż jedzie, a ja nie wiem co zrobić. Jestem przekonana, że jeśli się zatrzymam gdzieś dalej to tylko w pozycji poziomej. Znowu gra mi w głowie znajoma nutka rodem z McDonald'sa „I'm lovin' it”, a moja świadomość szydzi ze mnie potwornie leżąc pod parasolem na brzegu ogromnego basenu i sącząc leniwie drinka z oferty „All Inclusive dla Polaków”.

Moi wybawcy…. Tia… Jeden pogalopował przodem, a drugi zaraz zniknie. Zachciało mi się „Blondynki na krańcu świata”. I wszystko niby się zgadza, blond włosy są, na końcu świata może i jestem tylko moja ekipa filmowa się posypała. I ja się pytam za co im płacą :niewiem:

Żarty żartami, ale zatrzymać się trzeba. Seby trampek odpoczął i mogliśmy ruszyć na poszukiwania Macieja. Docieramy do niego, trzaskamy fotki na moście i lecimy dalej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do wioski docieramy koło godziny 17-tej. Fotka na wjeździe i lecimy coś wszamać.

Przy obiado-kolacji staramy się rozeznać w sytuacji. Jest jasna - trzeba wyjechać z doliny tylko… Jest mocno po 18-tej a ja pomimo 25 stopni nie mam zamiaru wyskakiwać z kurtki. Jestem przegrzana, przemęczona i nie mam zamiaru tu zostawać!! Niestety moje krzyki nic nie dały. W dodatku kelner utwierdził moich kompanów w przekonaniu, że powinniśmy zostać. Nie mamy ciuchów, zostały nad jeziorem, śmierdzimy, ja chcę jechać!

Dobra dajcie mi piwo i zostajemy.

Obrazek

Obrazek

Niespodziewany nocleg w Teth zaliczamy w tym co mamy. Całe szczęście że namiastka cywilizacji dotarła do tego miejsca i dostajemy ręczniki. Ciepły prysznic, piwko w otoczeniu przepięknych gór i foch mi minął.
“It would seem that you have no useful skill or talent whatsoever. Have you though of going into teaching?”
Terry Pratchett, Mort
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3404
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: Nooo to Albania

Post autor: Qter »

ckcrew pisze:
Obrazek
Pięknie!

O ile dobrze pamiętam to na tym mostku zaliczyłem glebę obracając trampka na nóżce...

Super - pisz dalej!

PZDR

Qter
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
Awatar użytkownika
Madman
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 541
Rejestracja: 10.06.2011, 20:33
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Suchedniów

Re: Nooo to Albania

Post autor: Madman »

Elegancko :thumbsup: czekam na kolejne gleby :cool:
"What’s being said, What’s in your head, What’s in the words that we believe,
Bop to the sound, Drop what you got, Cause it’s a song inside of me,
gogi
Czytacz
Czytacz
Posty: 6
Rejestracja: 09.01.2014, 19:50
Mój motocykl: mam inne moto...

Re: Nooo to Albania

Post autor: gogi »

Super okolice, miejsca w których czas się zatrzymał. Spotkaliście jakichś tubylców na drogach? bo z tego co widać to generalnie pustki. Żadnych osiołków?
^maran^
wiejski tuningowiec
wiejski tuningowiec
Posty: 102
Rejestracja: 10.07.2010, 10:17
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Wałbrzych

Re: Nooo to Albania

Post autor: ^maran^ »

Hej
Fajnie się czyta.
W 2014 roku zrobiliśmy SH20 tylko w drugą stronę. Przyznać muszę ze bardzo się zmieniła, na nasze niezczęście. Wtedy nie było żadnych punktów widokowych, a asfalt kończył się za pierwszą wiochą.
Fajnie tak powspominać tamte miejsca.
Pozdr. I czekam na kolejną część.
Moto Było : Komarek na dobry początek, Jawa 350 TS, Junak M10 (Jego najbardziej mi żal) Suzuki GS 500E dalekosiężny
Moto Jest : Trampkarz XL 600V zielona mila
: Aprilia Caponord ETV 1000
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość