Jedna pani, drugiej pani ...tdm900 pisze: Czytałem gdzie, że BMW800gs jest jakoś tak skonstruowany że byle awaria wymaga interwencji serwisu BMW i podłączania komputera itp. Ręczna naprawa w trasie w przygodnym warsztacie gdzieś na Ukrainie może nie wystarczyć. Czy to prawda?
Jeśli tak to jednak nie bardzo widzę ten sprzęt jako konkurencję w kategorii turystyczne-enduro...
Są naprawy do których potrzebne jest wyposażenie, którego się nie wozi na moto. Np. wakuuometry.
Są naprawy, które robi się na skraju drogi i można sobie dać radę bez warsztatu.
Międzymordzie serwisowe do GS występuje w wersji mobilnej (choć drogie jest okrutnie - ca 1k5zł ) i takowe gada z telefonem po sinym zębie. Duże nie jest, wozić można w trasę.
Posiadając moją GiSelle ( ) od ponad roku i dłubiąc w niej trochę stwierdzam, że:
- motek bardzo przyjemny serwisowo, bo łatwy i szybki jest dostęp praktycznie do wszystkiego, nie trzeba rozbierać pół moto aby sprawdzić dwie śrubki (co w trampku występuje, niestety),
- parę rzeczy Niemiec przekombiniował, ale Polak potrafi i nie ma rzeczy nie do przeskoczenia,
- międzymordzia serwisowego nie mam i jak na razie nie odczuwam potrzeby,
- silnik na wtrysku sterowany kompem - ze wszystkimi zaletami i wadami takiego rozwiązania - to nie jedyne takie moto, trampek 700 też tak ma,
- jak wywalisz dziurę w chłodnicy lub misce olejowej to wszystkie motki są równe .
A przesądy biorą się stąd, że jak ktoś przywykł do serwisowania gaźnika, to nie jest mu łatwo przesiąść się na serwisowanie czegoś sterowanego mikroprocesorem. No i jak się czegoś nie rozumie, to się dorabia teorie mrożące krew w żyłach.
A jeśli chodzi o warsztaty na dziczy - to paradoksalnie łatwiej tam naprawić nowoczesne moto niż takie całkiem dojrzałe wiekiem. Czemu? Bo serwisy, jeśli już są, to mają części i kompetencje do nowych motków a do starych nie bardzo (taka mała luka cywilizacyjna ). A jeśli serwisów nie ma to i tak bo trzeba sobie samemu radzić . Gruby portfel jednak wszędzie czyni cuda