"PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
OBCY
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 611
Rejestracja: 13.12.2011, 17:19
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: BIESZCZADY/WROCŁAW

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: OBCY »

Tacy goście to "SKARB"- powiedział bym ale mówiłem już Lesławowi i Miśce - więc powiem tak-bardzo fajnie ,że wpadliście i zapraszamy następnym razem ale może na dłużej. Myczkowce mają jeszcze kilka miejsc na ciekawy spacer a i Myczkowianka może zaskoczyć :zabawa: :drinking: :wacko:
Pozdrawiamy i do następnego :thumbsup:
tommi
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 268
Rejestracja: 23.01.2012, 21:19
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Poznań

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: tommi »

Kiki czekamy na więcej :smile:
adamsluk
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 159
Rejestracja: 22.09.2011, 20:57
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: P-ń / M-cz

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: adamsluk »

"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"

Dzień 6

30.07.2015

Oj, ciężko było się podnieść. Zdecydowanie za dużo piwek. Sympatycznie się rozmawiało, a przy takich okazjach więcej się pije, bo w gardle zasycha. Nawet pakowanie zajęło nam więcej czasu niż zazwyczaj. A i tak Łukasz zostawił polar, którego mu w dalszej części podróży brakowało, ponieważ z uwago na oszczędność miejsca wzięliśmy tylko po 1 polarze.
Na śniadanie zamówiliśmy jajecznicę szefa na boczku. Dała nam siłę do dalszego podróżowania. Przed wyjazdem pamiątkowe zdjęcia i w drogę. Wyruszyliśmy dopiero o 11:00, a mieliśmy przed sobą sporo kilometrów.

Obrazek

Dziś udało nam się zobaczyć dokładniej zaporę w Solinie, na której umieszczono największy ekologiczny mural w Polsce. Robi wrażenie.

Obrazek

Obrazek

Potem było zielono z zakrętami …

Obrazek

przez drewniane mostki …

Obrazek

i pod górę. Na szczycie rozpościerał się przepiękny widok,

Obrazek

Obrazek

więc Łukasz stanął, abym mogła zrobić zdjęcie. Wczoraj trochę narzekałam, że za rzadko robimy zdjęcia. Niestety Łukaszowi zabrakło nogi i wyłożył się na środku drogi. Zdjęcie było jednak warte nawet tej gleby.

Obrazek

Przy rondzie zauważyliśmy mały stragan ze swojskim jadłem. O dziwo sprzedawcy nie było. Był to punkt samoobsługowy. Świetna sprawa. Gdybyśmy nie byli motocyklami, chętnie kupilibyśmy co nieco, np. wiejskie jajeczka i ogórki. W kufrze produkty te mogłyby jednak nieźle narozrabiać.

Obrazek

W Medyce Łukasz stwierdził, że kawałek pojedziemy drogą utwardzoną. W przeciwnym razie musielibyśmy nadrobić kilka ładnych kilometrów. Myślałam, że po wczorajszych strumykach nic mnie już nie zaskoczy. A jednak.
Przez kilkaset metrów nie było tak źle, były płyty betonowe, potem normalna droga polna.

Obrazek

Obrazek

Ale po chwili pojawiło się błoto. Było tak ślisko, że nie można było ustać na nogach, a co dopiero przejechać motocyklem. Łukasz dzielnie przejeżdżał przez kałużę …

Obrazek

lub przez gorsze odcinki przeprowadzał swój motocykl, potem wracał po Suzi, bo ja nawet nie potrafiłam utrzymać jej w pionie, a co dopiero przejechać lub przeprowadzić motocykl po takim błocku.

Obrazek

Obrazek

Byłam tak wyczerpana, że nawet nie miałam siły na złość, że droga utwardzona okazała się polną drogą pełną pułapek. Łukasz ledwo zipał, motocykle przegrzane, koła posklejane, pot lał się z nas strumieniami, a w oddali widniała ukraińska wieżyczka strażnicza. Chciałam ściągnąć nasze odblaskowe kamizelki, aby trudniej było w nas trafić, gdyby doszło do jakiejś nieprzewidywanej sytuacji. Jednak Łukasz wystawił je na widoku, aby wiedzieli, że się nie chowamy. Na jednej z przepraw rzucaliśmy gałęzie na kałuże, ściągnęliśmy kurtki, kaski i kufry. Musieliśmy pokonać także odcinek gruzu z ceramiką. Cud, że nie pocięliśmy opon. Suzi leżała raz, a trampek ani razu. Był cięższy, ale dzięki temu poręczniejszy. Mogłam chwycić za stelaże i pomóc Łukaszowi. Żałuję, że nie postawiliśmy Łukasza kasku z kamerką na ziemi, aby uwieczniła nasze zmagania, ale w chwili zdarzenia nie było nam do śmiechu i nawet o tym nie pomyśleliśmy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po przeprawie spotkaliśmy rowerzystę z łopatą, który jechał robić drogę. Pocieszył nas, że dalej jest szuter, a potem asfalt. Łukasz znów całował asfalt, byliśmy wykończeni. Kilometrowy odcinek zajął nam 2 godziny. Koniec dróg "utwardzonych". Z asfaltu nie zjeżdżamy.

Obrazek

Łukaszowi złość i zmęczenie jednak szybko minęły i po chwili usłyszałam: "to tylko 100 metrów. Jedziemy?". Po 200 metrach okazało się, że mamy do wyboru drogę polną lub przez byłe PGR-y. Nie miałam ochoty ani na jedno, ani na drugie. Zawróciliśmy.

Obrazek

Jechaliśmy koło przepięknych pól słoneczników...

Obrazek

trzęsawisk. Piękne widoki. Po drodze Łukasz pokazał mi jedyną w Polsce linię energetyczną o mocy 750 kV biegnącą z Polski na Ukrainę. Jest niestety nieczynna, ponieważ system elektroenergetyczny Ukrainy nie jest przystosowany do systemu elektroenergetycznego UE.

Obrazek

W Horyńcu Zdrój stanęliśmy na obiad. Tym razem padło na pizzę. Dobry wybór. Podczas jedzenia przeglądaliśmy mapę, aby się upewnić, czy mamy jechać dalej. W tej miejscowości było dużo turystów, więc i z noclegiem nie powinno być problemu. A jadąc bokami nie widzieliśmy zbyt wiele agroturystyk. W pewnej chwili miejscowy ze stolika obok zapytał, czy może nam pomóc. Spytaliśmy o możliwość noclegu w okolicy, ale informacje nie były zbyt pomocne. Mężczyzna opowiedział nam ciekawą, lecz smutną dla siebie historię. Jakiś czas temu wygrał 800-krotność swoich pensji. Wszystko stracił wskutek uzależnienia od hazardu - jednorękich bandytów.
Kolejnym uprzejmym człowiekiem, którego tego dnia spotkaliśmy to pracownik, a być może i właściciel stacji benzynowej, który widząc jak jesteśmy obłoceni zaproponował, abyśmy umyli spodnie i buty z tyłu budynku. Był tam kran i szczotka. Miło z jego strony. Nam to już nie robiło różnicy, ale głupio byłoby tak wejść do czyjegoś domu, sklepu, czy restauracji.

Obrazek

Ostatecznie w Narolu zdecydowaliśmy się na szukanie noclegu. W sklepie spożywczym Łukasz spotkał panią z gminnego ośrodka kultury, która powiedziała, że w ośrodku ma wykaz agroturystyk. Pojechaliśmy za nią. Łukasz dość długo nie wracał, ja wsłuchiwałam się w próbę miejscowego chóru. Okazało się, że rejon jest dość atrakcyjny turystycznie i Łukasz wyszedł z ośrodka z naręczem ulotek informacyjnych. Najważniejsze było jednak to, że udało nam się znaleźć nocleg w Bieniaszówce. Bardzo fajne miejsce, lecz kiepsko oznaczone. Dojazd tylko dla wtajemniczonych.

Obrazek

Było też specjalne miejsce dla motocykli …

Obrazek

i mieliśmy do dyspozycji kuchnię

Obrazek

oraz fajny pokój, gdzie w spokoju mogłam spisywać – jak co wieczór – relację z podróży

Obrazek

Obrazek



https://www.youtube.com/watch?v=_tIQX4umMPE

Dystans: 225 km
Śniadanie: 20 zł
Obiad: 23 zł
Kolacja: 15 zł
Nocleg: 30 zł/os.

C.D.N.
Ostatnio zmieniony 24.10.2015, 17:29 przez adamsluk, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
OBCY
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 611
Rejestracja: 13.12.2011, 17:19
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: BIESZCZADY/WROCŁAW

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: OBCY »

A polar doszedł ?
adamsluk
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 159
Rejestracja: 22.09.2011, 20:57
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: P-ń / M-cz

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: adamsluk »

OBCY pisze:A polar doszedł ?
Tak dotarł dzięki :impreza:
adamsluk
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 159
Rejestracja: 22.09.2011, 20:57
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: P-ń / M-cz

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: adamsluk »

"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"

Dzień 7

31.07.2015

Dziś zdecydowanie łatwiej się wstawało. Byliśmy wypoczęci i wyspani. Do drogi przygotowaliśmy się w godzinę. Mieliśmy do pokonania 350 km, ale to nie aż tak dużo biorąc pod uwagę fakt, że nocleg mieliśmy załatwiony u przyjaciółki Kasi. Jechaliśmy głównymi drogami, kilometry ginęły w oczach. Łukasz za każdym razem, gdy GPS kazał zbaczać z asfaltu, ignorował jego sugestie. Wczorajsza przygoda dała nam nauczkę.
Po drodze Łukasz pokazał mi Barszcz Sosnowskiego. Podobno w mediach często ostrzegali przed tą rośliną. Po jej dotknięciu na skórze powstają pęcherze, ale nie tak jak w przypadku pokrzywy od razu, lecz na drugi, trzeci dzień. Roślina jest niebezpieczna szczególnie w upały, gdy na skórze pojawia się pot, a pory są rozszerzone. Ponieważ nic na ten temat nie słyszałam, to ku przestrodze …

Obrazek

Początkowo droga była dość prosta i nudna.

Obrazek

Od Witkowa trasa prowadziła drogą wojewódzką nr 844. Co ciekawe GPS nie widział żadnej drogi bliżej granicy, a tradycyjna mapa tak. Zawróciliśmy i pojechaliśmy w kierunku Dołhobyczowa. Droga, którą jechaliśmy, była w o wiele lepszym stanie niż niejedna droga wojewódzka. Prowadził tam transgraniczny szlak turystyczny.

Obrazek

Obrazek

Zaraz za Kryłowem Łukasz zboczył kilkanaście metrów z trasy, aby dotrzeć do słupka granicznego. Uśmiech z twarzy nie schodził mu jeszcze przez kilka godzin.

Obrazek

Obrazek

Po chwili zobaczyliśmy wieżę widokową. Nie trzeba było płacić za parking, a to rzadkość. Wdrapaliśmy się na samą górę wieży, z której był przepiękny widok. Nawet lunety nie były na monety. Takie rzeczy zdarzają się chyba tylko na wschodzie.

Obrazek

Obrazek

W Hrubieszowie stanęliśmy, aby zatankować nasze osiołki. A tam kolejna miła niespodzianka. Ja poszłam po tradycyjną kawę i hot-dogi. Na drogach, po których się poruszaliśmy, ciężko było znaleźć nawet bar. A do Łukasza podjechał busem Miras 221 (nie wiem jak się pisze ten nick), który jeździ Super Tenerą. Widział nasze brudne motocykle i nasze rejestracje. Widział, że jesteśmy z daleka i zaproponował, abyśmy podjechali do niego do domu, wykąpali się i najedli. To było naprawdę miłe. Niestety była dopiero 11 rano, więc nie skorzystaliśmy z zaproszenia, ponieważ mieliśmy jeszcze sporo kilometrów do pokonania, a Serpelice czekały. W Zosinie przejeżdżaliśmy koło przejścia granicznego, na którym kolejka była dość duża.

Obrazek

Przez cały dzień natrafialiśmy na straż graniczną. Jeździli nie tylko na kładach lub KTM-ach ale i na Hondach xl 125 na czarnych rejestracjach. Pewnie mają dużo roboty. Tereny tu nie są zbyt spokojne. Niektórzy z pograniczników odpowiadali na pozdrowienie.

Obrazek

Mieliśmy także przepiękny widok na Bug,

Obrazek

na stado pasących się koni …

Obrazek

oraz na białoruski słupek graniczny.

Obrazek

Podczas jazdy zaatakowały mnie dwie osy . Obie zaplątały się w kominiarkę. Także w tej sytuacji patent Szparaga zdał egzamin. Mogłam sama próbować strzepnąć osy, ale to mogłoby się źle skończyć. Zamiast tego zatrzymałam się i zgasiłam światła. Łukasz natychmiast stanął i pomógł mi pozbyć się os. Następnego dnia zamontował mi deflektor, aby osy uderzały w kask, a nie w szyję.
W Słowatczycy nasz wzrok przykuły złote kopuły. Zatrzymaliśmy się w cerkwi. W cerkwi zastaliśmy popa i kobiety z zakrytymi włosami. Nie do końca wiedzieliśmy jak się zachować. Ja zakryłam włosy kominiarką motocyklową.

Obrazek

Obrazek

W Janowie Podlaskim chcieliśmy zrobić zakupy, ponieważ na drodze aż do Serpelic nie było żadnego większego sklepu. Przed sklepem w Janowie poznaliśmy małżeństwo, które na rowerach zwiedzało okolicę. Codziennie robili około 60 km. Polecili nam kilka miejsc, które warto zwiedzić. Byliśmy dla nich pełni podziwu. Pod sklepem spotkaliśmy także Niemców, którzy podróżowali wypasioną terenówką: Mercedesem Sprinterem …... Na dachu kanistry z paliwem, z tyłu miejsce do spania. Fajny sposób podróżowania. Ponieważ jechali w kierunku morza, przez następne dni kilka razy ich mijaliśmy.
Po zakupach udaliśmy się do oddalonych o 20 km Serpelic. Łukasz był tam 10 lat temu na kolonii jako wychowawca i zapamiętał to miejsce, jako piękny koniec świata. Rzeczywiście, większość domów to tradycyjne wschodnie drewniane domki.

Obrazek

Jest tam też przedszkole, szkoła podstawowa, ochotnicza straż pożarna i kilka ośrodków wypoczynkowych. To bardzo piękne miejsce.
Do Serpelic dojechaliśmy trochę wcześniej niż zazwyczaj. Już o siedemnastej byliśmy rozpakowani i dzierżyliśmy w ręku napój bogów. Dziś możemy zaszaleć, jutro mamy dzień przerwy. Przejechaliśmy pół Polski, więc należy się nam odpoczynek. Altanę, w której sączyliśmy zimne orzeźwiające piwko wykonał Paweł. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem. Potem okazało się, że nie tylko altana wyszła spod jego ręki, ale sam też wykonał wszystkie meble w domu. Niejeden salon meblowy może się schować.
Wieczorem z całą rodziną zjedliśmy obiad przy rodzinnym stole. Tak sobie wyobrażam polską wieś. Dobre jedzenie, gwar wielu osób, ciekawe rozmowy. Nawet była ciocia z Ameryki. Niesamowita atmosfera. Są to ludzie gościnni, otwarci, wszechstronnie uzdolnieni, zaradni życiowo. Na zachodzie takiej gościnności już się chyba nie uświadczy.
Po obiedzie czekała nas impreza niespodzianka dla pięcioletnich sióstr bliźniaczek Kasi. Kasia z bratową upiekły pyszne kolorowe torty. Było mnóstwo balonów, serpentyn i radości z prezentów.
Ponieważ było już późno i bliźniaczki poszły spać, impreza przeniosła się na piętro do brata Kasi i jego żony Basi. Nie wspomniałam wcześniej, że mają także uroczą 5-miesięczną córeczkę. Mogłam poprzytulać się do maleństwa i na chwilę przestać tęsknić za Jagodą.

Obrazek



https://www.youtube.com/watch?v=OY2KZ49kLNw

Dystans: 343 km
Śniadanie: 10 zł
Obiad/kolacja: u przyjaciół
Nocleg: u przyjaciół


C.D.N.
adamsluk
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 159
Rejestracja: 22.09.2011, 20:57
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: P-ń / M-cz

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: adamsluk »

"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"

Dzień 8

01.08.2015

Jak dobrze, że nie musieliśmy jechać dalej. Po pysznym śniadanku dzień zaczął się toczyć leniwie ale ciekawie.

Obrazek

Obrazek

Dzisiaj jedynym celem był przejazd do stadniny koni w Janowie Podlaskim. Miałam nadzieję, że uda mi się pojeździć na jakimś Arabie. Niestety obie instruktorki były na urlopie, więc jazdy konnej nie było. Może i lepiej? Koń to koń. Gdybym spadła, to kto by zabrał Suzi do domu. A to przecież dopiero połowa drogi.

Obrazek

Obrazek

W Janowie jest też cmentarz dla koni. Za nagrobki służą wielkie kamienie.

Obrazek

Z konia nie spadłam, ale z Suzi i owszem. Nogi zabrakło pod sklepem i wywaliłam się przed nim jak długa.
Droga z Janowa do Serpelic nie była monotonna.

Obrazek

Obrazek

A po drodze zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym.

Obrazek

Obrazek

Ujrzeliśmy przepiękny przełom rzeki Bug.

Obrazek

Chatki też były niczego sobie.

Obrazek

Obrazek

Po powrocie zjedliśmy pyszną domową zupę pomidorową i każdy zajął się swoimi sprawami. Trudno to wyrazić słowami, ale było cudownie. Panował wspaniały rozgardiasz. Łukasz przeszkadzał w stolarni i w chlewie. Uczył się jeździć traktorem, pomagał przeciągać kable. Ja rozkoszowałam się piękną pogodą i lepiłam z bliźniaczkami ślimaki i kotki z plasteliny.
Potem zaczęły się przygotowania do grilla: karkówka, kiełbasy, kaszanki, chlebek z masłem czosnkowym i serem według receptury mojego teścia. Pychotka.

Obrazek

Wieczór był przecudowny. Aż szkoda, że następnego dnia trzeba było jechać dalej.



https://www.youtube.com/watch?v=OE8EDS17n7U


Dystans: 46 km
Śniadanie: u przyjaciół
Obiad/kolacja: u przyjaciół
Nocleg: u przyjaciół

C.D.N
adamsluk
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 159
Rejestracja: 22.09.2011, 20:57
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: P-ń / M-cz

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: adamsluk »

"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"

Dzień 9

02.08.2015

W drogę wyruszyliśmy dopiero o godz. 11. Ale to nic. Nie mieliśmy załatwionego noclegu, nie było więc punktu docelowego. Zapowiadał się gorący dzień. Aż żal było wyjeżdżać. Na pewno wrócimy do Serpelic. To miejsce i tutejsi ludzie nas urzekli.
Ruszyliśmy na prom do Niemirowa. Niestety poziom wody był zbyt niski i prom nie kursował.

Obrazek

Musieliśmy wrócić i jechać do następnej przeprawy promowej. Oznaczało to 20 km więcej w stosunku do pierwotnie zaplanowanej trasy, ale to nic. Przynajmniej jechaliśmy w cieniu.
W drodze na prom na jezdni był odcinek z piasku o szerokości przynajmniej 5 metrów. Motocyklem rzuciło raz w lewo, raz w prawo. Dobrze, że się nie wyłożyliśmy.
W Mielniku przeprawiliśmy się mini-promem na drugą stronę rzeki Bug.

Obrazek

Mieściły się tam 2 samochody, a nasze motocykle stały częściowo na rampie zjazdowej. Obawialiśmy się, że będziemy musieli je wyławiać z rzeki.

Obrazek

Prom był na tyle mały, że 2 mężczyzn ręcznie przeciągało prom - jeden w jedną stronę, drugi w drugą. I to w pełnym słońcu. Nie potrzebowali siłowni.
Po drodze mijaliśmy piękne cerkwie ….

Obrazek

Obrazek

… drewniane domy, obok których wybudowano Biedronkę. Dość ciekawie zestawienie.

Obrazek

Po drodze widzieliśmy także ogromne zbiorniki rezerwowe ropy naftowej. Kilkanaście m3 w każdym zbiorniku. A było ich sporo. Cały teren jest otoczony siatką z drutem kolczastym i czujnikami światłowodowymi. Robiło to wrażenie. Widać, że jest to dobrze chroniony obiekt strategiczny.
Na stacji benzynowej w miejscowości Czeremcha-Wieś podjechał do nas na DR-ce pasjonat jazdy offem. Łukasz pogadał z nim na temat mojej nieszczelnej Suzi. Znów straciła trochę oleju. Stwierdzili jednak, że ten typ tak ma i nic jej nie będzie. I nie pomylili się. Nic jej się nie stało.
Jadąc na Kruszyniany – miejsce to, w którym znajduje się najstarczy w Polsce meczet, poleciła nam para rowerzystów, którą spotkaliśmy w Janowie Podlaskim – GPS zwariował. Zamiast pokazać nam trasę do Kruszynian w prawo na Bobrowniki, pokazał drogę w lewo na Białystok. Z 40 km zrobiło się 100 km do celu. Łukasz zorientował się jednak zbyt późno i nie było sensu wracać.
Trochę to trwało, ale w końcu udało nam się dotrzeć do meczetu.

Obrazek

Obrazek

Wstęp płatny, ale całe szczęście nie dużo. 5 zł. Warto było wejść nie tyle dla samego meczetu, co dla przewodnika Tatara, który opowiedział nam historię tego miejsca, o tym, skąd wzięli się Tatarzy w tym regionie, o filarach islamu i o zwyczajach muzułmańskich. Opowiadał bardzo ciekawie, ale nie wytrzymałam w meczecie zbyt długo, ponieważ byłam w ciuchach motocyklowych i było mi gorąco. To właśnie dlatego nie lubimy zwiedzać jeżdżąc motocyklem.

Obrazek

Obrazek

Na obiad pojechaliśmy do restauracji polecanej przez panią sprzedającą bilety w meczecie. Do Tatarskiej Jurty, którą prowadzi Tatarka. Jedzenie było smaczne, ale jak dla mnie porcje były trochę małe. Przy restauracji stała tatarska jurta oraz stajnia z konikami.

Obrazek

Obrazek

Trzeba będzie wrócić w te regiony. Na podstawie informacji zawartych na podkładce jest tutaj co zwiedzać. Chętnie spróbuję także tatarskiego jedzenia w innych okolicznych restauracjach.

Obrazek

Z Krynek mogliśmy jechać do celu cały czas drogami wojewódzkimi, ale Łukasz w domu zaplanował bardziej wymagającą trasę. Asfalt się skończył, zaczęła się kostka brukowa …

Obrazek

… potem był szuter. Zdziwiło mnie, że w kilku wioskach domy były ustawione prostopadle do drogi. U nas w Wielkopolsce domy na wsi stoją równolegle do drogi. A to taka oszczędność miejsca.

Obrazek

Droga szutrowa szybko się skończyła i zaczęła się droga polna. Ponieważ w oddali był widoczny białoruski słupek graniczny i było gorąco, zrezygnowaliśmy z wycieczki polnymi drogami i wróciliśmy na asfalt.

Obrazek

Nocleg znaleźliśmy w Jasionówce koło Dąbrowy Białostockiej u Sołtysa. Ponieważ nie było tam sklepu, musieliśmy wrócić do miasta. Przy wejściu do Biedronki sprzedawca powiedział, że niestety już zamykają. Ja potulnie wróciłam do motocykli, Łukasz natomiast był tak zdesperowany i zmęczony, że wybłagał, abym mogła zrobić błyskawiczne zakupy. Standardowy zestaw, tylko o kawie na rano zapomniałam. Z zakupami wróciliśmy do Jasionówki. Do dyspozycji mieliśmy cały domek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tradycyjny wschodni drewniany domek z kominkiem i z ceramicznym piecem. W domku panował przyjemny chłód. Klimatyczne miejsce.

Obrazek

Obrazek

Obrazek



https://www.youtube.com/watch?v=mc9ZWIePEEE

Dystans: 348 km
Śniadanie: u przyjaciół
Obiad: 55 zł
Kolacja: 15 zł
Nocleg: 35 zł/ os.

C.D.N.
Awatar użytkownika
falco
oktany w żyłach
oktany w żyłach
Posty: 5544
Rejestracja: 06.04.2010, 16:06
Mój motocykl: nie mam motocykla
Lokalizacja: K-J

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: falco »

adamsluk pisze: Jadąc na Kruszyniany (...) GPS zwariował. Zamiast pokazać nam trasę do Kruszynian w prawo na Bobrowniki, pokazał drogę w lewo na Białystok. Z 40 km zrobiło się 100 km do celu.
Tak się składa, że w dużym stopniu jedziecie i zwiedzacie, to co i ja widziałem (swoją drogą kiedy tylko mogę, to śmigam na wschodnie kresy), miałem też podobną sytuację z NAVI gdy bokami jechałem do Kruszynian. Nagle kazała mi zawracać i kierowała z powrotem do Białego, nie wiem do końca o co w tym chodzi, ale ja się uparłem i przy pomocy miejscowych odnalazłem drogę przez las i dotarłem krótszą (o kilkadziesiąt km) drogą do Kruszynian.
Jednak, jeśli tak bardzo Cię męczą drogi szutrowe, to podpowiem, że droga jest właśnie szutrowa (dla mnie świetna) prowadząca przez gęste lasy. Bajka!

Co do jedzenia w JT, to osobiście się cholernie zawiodłem, miejsce jest baaardzo mocno przereklamowane, ceny wysokie, porcje bardzo małe a sam smak też pozostawiał wiele do życzenia.
Pozdr! falco
...nie ma boga i Motóra...


Czas Diabła... oto Łezka...
adamsluk
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 159
Rejestracja: 22.09.2011, 20:57
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: P-ń / M-cz

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: adamsluk »

falco pisze:
adamsluk pisze: Jadąc na Kruszyniany (...) GPS zwariował. Zamiast pokazać nam trasę do Kruszynian w prawo na Bobrowniki, pokazał drogę w lewo na Białystok. Z 40 km zrobiło się 100 km do celu.
Tak się składa, że w dużym stopniu jedziecie i zwiedzacie, to co i ja widziałem (swoją drogą kiedy tylko mogę, to śmigam na wschodnie kresy), miałem też podobną sytuację z NAVI gdy bokami jechałem do Kruszynian. Nagle kazała mi zawracać i kierowała z powrotem do Białego, nie wiem do końca o co w tym chodzi, ale ja się uparłem i przy pomocy miejscowych odnalazłem drogę przez las i dotarłem krótszą (o kilkadziesiąt km) drogą do Kruszynian.
Jednak, jeśli tak bardzo Cię męczą drogi szutrowe, to podpowiem, że droga jest właśnie szutrowa (dla mnie świetna) prowadząca przez gęste lasy. Bajka!

Co do jedzenia w JT, to osobiście się cholernie zawiodłem, miejsce jest baaardzo mocno przereklamowane, ceny wysokie, porcje bardzo małe a sam smak też pozostawiał wiele do życzenia.
Nic nie mów. Ewidentnie nie popisałem się. Nadrobiliśmy mnóstwo kilometrów i straciliśmy sporo czasu. W tym jednym, jedynym przypadku to nawigacja miała racje. Żona do dzisiaj się śmieje :|

Ja preferuje drogi szutrowe, natomiast żona ma alergie jak tylko zjedzie z asfaltu.
I tak dobrze, że chce ze mną jeździć.
adamsluk
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 159
Rejestracja: 22.09.2011, 20:57
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: P-ń / M-cz

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: adamsluk »

"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"

Dzień 10

03.08.2015

Dobrze nam się spało. W domu było trochę chłodno, ale nie zmarzliśmy, ponieważ gospodarz dał nam koce. Rano poczęstował nas kawą, ponieważ jak już wspomniałam wcześniej, w ferworze błyskawicznych zakupów zapomniałam jej kupić. Tego dnia wcześnie ruszyliśmy w drogę, ponieważ zapowiadał się upalny dzień. Baliśmy się, że trzeba będzie zrobić przymusową przerwę w trakcie dnia.
Dzień znowu zaczął się od podziwiania architektury wschodu,

Obrazek

i jazdą po łaciatych drogach.

Obrazek

Potem trasa prowadziła przez piękny las. Było przyjemnie chłodno i sporo zakrętów. Uśmiech nie schodził nam z twarzy. Zapowiadał się ciekawy dzień.

Obrazek

Rozpoczęliśmy podróż przez Mazury. Byliśmy tu dwa, czy trzy lata temu na zlocie trampkowym i stąd wiedzieliśmy, ze trasy tu są bardzo malownicze. Na pewno wrócimy na Mazury, aby zwiedzić ten region na wodzie i na lądzie. W Gorczycy stanęliśmy na śluzie.

Obrazek

Tutaj spotkaliśmy rodzinę rowerzystów. Rodzice z trójką dzieci i mnóstwem tobołków. Dwoje dzieci jechało na własnych rowerach, trzecie w przyczepce. Spali na polach namiotowych i zachwalali ten sposób spędzania wolnego czasu. Szczególnie to, że dzieci wieczorem szybko „padały”. Oprócz małej w przyczepce. Tą roznosiła wieczorem energia. Podziwialiśmy ich, że w taki upał nie dawali za wygraną.
W Krejwanach trochę zboczyliśmy z trasy, aby dojechać do litewskiego słupka. Droga była przepiękna, choć coraz węższa.

Obrazek

Obrazek

Aż w końcu skończył się asfalt.

Obrazek

Ale warto było, ponieważ dojechaliśmy aż do samego słupka litewskiego. Dobrze, że Litwa jest w Unii Europejskiej, bo coś mi się wydaje, że byliśmy w pasie przygranicznym, a może nawet przekroczyliśmy granicę.

Obrazek

Obrazek

Po pamiątkowym zdjęciu przy słupku zaczęliśmy wypatrywać miejsca, gdzie można byłoby się napić kawy. Niestety znowu jechaliśmy trasami, na których nie było możliwości zatrzymania się na kawie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W końcu w Wiżejnych zrobiliśmy postój przy sklepie spożywczym. Przy wejściu był wystawiony parasol, który dawał zbawienny cień. Ponieważ mieliśmy swoje kubeczki poszłam do sklepu, kupiłam kawę 3 w 1 i poprosiłam sprzedawczynię o wrzątek. Kawa była za gorąca, więc wrzuciliśmy do niej lody waniliowe i wyszła przepyszna trochę mrożona kawa.

Obrazek

Po przerwie nie ujechaliśmy zbyt daleko. Gdy dojechaliśmy do Trójstyku – Polski, Litwy i Obwodu Kaliningradzkiego zrobiliśmy następny postój. Niestety tutaj nie spotkaliśmy żadnego włóczęgi grającego na flecie, ale Łukasz spełnił swoje marzenie. Był w Rosji. Co prawda nie do końca legalnie, bo na tablicy informacyjnej był widoczny zakaz wkraczania na terytorium Rosji, ale powiedzmy, że zakaz ujrzeliśmy dopiero po fakcie.

Obrazek

Obrazek

Jechaliśmy bardzo blisko granicy państwa.

Obrazek

Po drodze bardzo nam się spodobała pewne droga polna, ale nie wjechaliśmy na nią, ponieważ w oddali widniał znak: zakaz wjazdu. Granica państwa. Droga asfaltowa prowadziła wzdłuż granicy i nie trzeba było zawracać. Motocyklem nie odważylibyśmy się wjechać na terytorium Rosji. To mogłoby się źle skończyć.

Obrazek

Ponieważ kończyło nam się paliwo, Łukasz nastawił na GPS-ie komendę: prowadź do najbliższej stacji benzynowej. Miała być w Gołdapie, gdzie zaczęliśmy kluczyć. Być może kiedyś była tu stacja benzynowa, ale teraz jej nie ma. W końcu udało nam się znaleźć Orlen.
Po przerwie GPS prowadził nas dość alternatywnymi drogami. Przez 20 km bruk

Obrazek

a potem sześciokątna kostka betonowa przez kolejne 15 km. Nieźle nas wytrzęsło.

Obrazek

Obrazek

Warto było jednak jechać tą drogą, ponieważ przez jakiś czas nad naszymi głowami krążył jakiś drapieżny ptak, a potem z pola zerwało się stado bocianów. Piękny widok. W końcu udało nam się dotrzeć do Węgorzewa. Już tam kiedyś byliśmy – na zlocie. Zamiast szukać restauracji, Łukasz pojechał dalej, a ja byłam już głodna. Całe szczęście, że po chwili w Leśniewie za zakrętem wyłoniła się smażalnia ryb.
Jedzenie było smaczne, lecz jak dla mnie znowu za mało ziemniaków i surówki. W przypadku ryb to wiadomo, ile zamówisz, tyle dostaniesz i za tyle zapłacisz. Jak się później okazało, cena za 100 g rybki była wyższa od cen nad morzem.
Po obiedzie jeszcze trudniej było wsiąść na motocykl. Ale trzeba było jechać dalej. Za cel postawiliśmy sobie Bartoszyce. Do Bartoszyc dojechaliśmy jednak na tyle wcześnie, że zdecydowaliśmy się jechać dalej. Po kilkunastu kilometrach zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem. Niestety z drogi nic nie zauważyliśmy. Być może okolice były za mało atrakcyjne pod kątem turystycznym.
W końcu dojechaliśmy do Braniewa. Ponieważ miałam dość dalszej jazdy, poszłam na tradycyjne zakupy do Biedronki, a Łukasz w Internecie szukał noclegu. Okazało się, że nie było to takie proste. Wszystko pozajmowane, a jak wolne to ceny zaczynały się od 50 zł od osoby. Nawet z własnym śpiworem. Tego się nie spodziewaliśmy. Przejechaliśmy już 3/4 Polski i wszędzie – poza Bogatynią - znajdowaliśmy nocleg za 30/35 zł. A tu taki klops.
Postanowiliśmy jechać dalej i szukać noclegu po drodze do Fromborka. W tym regionie było zdecydowanie więcej pokoi do wynajęcia, ale ceny nie zachęcały. Skończyło się na polu namiotowym. W końcu wieźliśmy ze sobą namiot. Co prawda była już godzina 21:00, a nie wystarczyło tylko się rozpakować. Trzeba było jeszcze rozbić namiot. Ale oszczędziliśmy 70 zł, więc warto było się trochę pomęczyć (nocleg za 2 osoby kosztował nas 30 PLN).

Obrazek

Obrazek

Na polu namiotowym spotkaliśmy Niemca podróżującego Yamahą TDM z Drezna do Kaliningradu. Po wspólnej kolacji przy świetle czołówek udaliśmy się do naszych namiotów. Nagle ciszę nocną przerwał warkot silnika. Łukasz od razu poznał, że to Afryka i stwierdził, ze trzeba podróżnego wesprzeć na duchu. Rzeczywiście miał rację, przyjechał Jaro 5000 z afrykańskiego forum. Wypiliśmy piwko, pogadaliśmy i w końcu poszliśmy spać.

Obrazek



https://www.youtube.com/watch?v=zxfSy7cJnv4

Dystans: 415 km
Śniadanie: 15 zł 
Obiad: 50 zł
kolacja: 15 zł
Nocleg: 15 zł/ os. 

C.D.N.
tommi
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 268
Rejestracja: 23.01.2012, 21:19
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Poznań

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: tommi »

Czekamy na C.D.N. :smile:
adamsluk
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 159
Rejestracja: 22.09.2011, 20:57
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: P-ń / M-cz

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: adamsluk »

"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"

Dzień 11

04.08.2015

Pole namiotowe zaczęło się budzić do życia już o 7 rano. Gdy wyjrzeliśmy z namiotów, prawie wszyscy jedli śniadanie lub zaczęli już pakowanie. Wydaje się, że pole namiotowe we Fromborku jest dla większości gości przystankiem w podróży na jedną noc.

Obrazek

Wieczorem widoczny na zdjęciu trawnik był pełen namiotów. Mimo wielu gości bar na polu namiotowym miał dość słabą ofertę. Podobno na śniadanie można było dostać wrzątek. Ponieważ mieliśmy jak zwykle nadmiar jedzenia z Biedronki, podzieliliśmy się śniadaniem z nowo poznanymi motocyklistami. Po śniadaniu czekało nas pakowanie. Tym razem trzeba było zwinąć namiot, materace, śpiwory. Zajęło nam to o wiele więcej czasu niż się spodziewaliśmy. Motocykle przeprowadziliśmy w cień, na słońcu nie dało się wytrzymać. W końcu o godz. 11 według mojego czasu (wieczorem okazało się, że telefon przestawił się na czas litewski – 1 godzina do przodu) udało się nam wyruszyć.
Ranek był bardzo ciekawy. Jechaliśmy wzdłuż kanału Elbląskiego i Mierzei Wiślanej. Piękna trasa.

Obrazek

Jechaliśmy także przez ruchomy most, gdzie był nakaz jazdy zygzakiem. Śmiesznie to wyglądało, gdy samochód przed nami jechał jak pijany.

Obrazek

Było też sporo zwodzonych mostów.

Obrazek

Obrazek

Niestety sama droga do Krynicy Morskiej i Piasków okazała się mniej ciekawa, ze względu na sznur samochodów zmierzających w tym samym kierunku. Ciągłe wyprzedzanie, a jezdnia w niektórych miejscach w fatalnym stanie.

Obrazek

Obrazek

W Piaskach Łukasz zarządził przerwę naprzeciwko stoiska z goframi. Miała być kawa, ale co tam, gofra też zjadłam z przyjemnością. Dawno nie jadłam tak dobrego gofra. Przede wszystkim był posypany świeżymi truskawkami, jagodami i brzoskwiniami. Gofr dodał nam siły na dalszą drogę.

Obrazek

Nawet dziki przyszły powęszyć, ale nic nie dostały. Za dobre było.

Obrazek

Droga powrotna z Mierzei Wiślanej minęła szybciej. Nie było tyle samochodów do wyprzedzania. Gdyby nie te samochody byłoby całkiem przyjemnie, bo było trochę zakrętów i jechaliśmy przez las.
Do Gdańska dostaliśmy się promem, którym już kiedyś płynęliśmy. Drogę tę pokazali nam znajomi trampkarze z wybrzeża, do których się podczepiliśmy, gdy ze zlotu w Kalu wracaliśmy do domu dość okrężną drogą. Powrót z nimi to była czysta przyjemność.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Gdańsku zamiast trzymać się obwodnicy, skusiliśmy się na trasę bliżej morza. Łukasz nawet zjechał do centrum na przerwę.

Obrazek

Przystanek był dość przyjemny, ….

Obrazek

… ale po przerwie. Droga przez Trójmiasto to była istną tragedią. 30 stopniowy upał, korki i non stop światła.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po wydostaniu się z tego piekiełka pojechaliśmy do Władysławowa. We Władysławowie Łukasz zatrzymał się i zapytał mnie, czy na pewno chcemy jechać na Hel. Ponieważ nigdy tam nie byłam, a teoretycznie był to cel naszej podróży na ten dzień, to obstawałam przy pierwotnym planie. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że jednak pojedziemy. Poza miejscowościami droga na Hel była urokliwa, ponieważ nie było dużo samochodów. Gorzej było natomiast przy wjeździe do każdej miejscowości.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na Helu dojechaliśmy do samego portu.

Obrazek

Obrazek

Była tam ciekawa hipsterska restauracja w autobusie, ale po drodze widziałam dobrze wyglądającą smażalnię ryb „Błękitny Gryf“ w Jastarni. A rybkami jeszcze się nie przejedliśmy. Był to dobry wybór. Dorsz był co prawda mrożony, bo był zakaz połowu, ale i tak pychotka. A dodatkowo nie było tak drogo. 6 zł za 100 gr, spora ilość frytek, za ketchup nie trzeba było ekstra płacić.
Zaraz za Jastarnią dziękowałam, że zjedliśmy obiad i miałam siłę na to, co nas czekało. Kilku a nawet kilkunastokilometrowy korek. Biedni kierowcy samochodów osobowych czekali, a my przejeżdżaliśmy boczkiem boczkiem. Chyba złamaliśmy wszystkie możliwe przepisy – jazda pod prąd, przekraczanie podwójnej ciągłej, wymijanie wysepek z niewłaściwej strony. Nie pochwalamy takiej jazdy, ale naprawdę nie dało się inaczej. Suzi i tak miała ponad 110 stopni na termometrze wskazującym temperaturę oleju. Niektórzy kierowcy byli tak uprzejmi, że zjeżdżali robiąc nam miejsce, inni wręcz przeciwnie mieli wypisanie na twarzy: skoro ja nie mogę, to ty też nigdzie nie pojedziesz.
Ponieważ byliśmy zmęczeni upałem i jeżdżeniem przez cały dzień w korkach, stwierdziliśmy, że poszukamy noclegu już w Jastrzębiej Górze. Nie była to dobra decyzja. Nigdy w życiu nie widziałam takiego tłumu. Nawet podczas koncertu. Czym prędzej uciekliśmy stamtąd.
Szukaliśmy dalej. Byle do następnej miejscowości. A tam nadal nic wolnego. Z drogi zadzwoniłam do znajomego w Słajszewie, który prowadzi agroturystykę i ma naprawdę dużo miejsc noclegowych, ale okazało się, że nawet on nie miał nic wolnego. Tego dnia odebrał około 100 telefonów. Powiedział nam, że od kilku dni jest szał, i że nie pamięta takiego sezonu.

Trzeba było szukać dalej. Po ujrzeniu znaku „wolne pokoje” zdecydowaliśmy się zjechać z trasy. Dojechaliśmy do odrestaurowanego dworku, gdzie na szczęście były wolne miejsca. Co prawda nie w dworku, a w budynku obok.

Obrazek

Pokoje te pamiętały czasy PRLu, ale najważniejsze, że nie padało na głowę. Ponieważ nie było tam piwa, pojechaliśmy jeszcze do sklepu. Tam spotkaliśmy parę podróżującą Rometem 125. Przyjechali z Sosnowca.

Obrazek

Okazało się, że śpią w tym samym dworku. Wieczorem przy piwku okazało się również, że są prawdziwymi pasjonatami. Rometem byli nawet w Alpach. Świetny przykład na to, że dla chcącego nic trudnego.

Obrazek



https://www.youtube.com/watch?v=AgRvGNgbsmk

Dystans: 383 km
Śniadanie: 15 zł
Obiad: 45 zł
kolacja: 15 zł
Nocleg: 45 zł/ os.+ 3 zł klimatyczne

C.D.N.
adamsluk
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 159
Rejestracja: 22.09.2011, 20:57
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: P-ń / M-cz

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: adamsluk »

"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"

Dzień 12

05.08.2015

Zaraz po śniadaniu byliśmy umówieni z nowo poznanymi pasjonatami Rometa.

Obrazek

Mieliśmy poczekać z wyjazdem na nich. Co prawda jechaliśmy w przeciwnym kierunku, ale chcieliśmy zobaczyć jak są spakowani. Niestety, dzień zapowiadał się upalnie, a my byliśmy gotowi do jazdy wcześniej. Będziemy musieli to zobaczyć na forum Rometa, na którym zamierzają opisać swoją podróż. Pamiętając wczorajszy koszmar jazdy w nadmorskich korkach, zrezygnowaliśmy z pierwotnego planu jazdy jak najbliżej morza.
Do czasu. Nie wiem, co nas podkusiło, ale odbiliśmy do Ustki. Tragedia. Gdy podjechałam do Łukasza na skrzyżowaniu, aby zapytać się o dalszą drogę, zobaczyłam że jest źle. GPS Łukasza zwariował i pokazywał trasę do góry nogami.
Po Ustce było Darłowo, gdzie mieszkają nasi przyjaciele z forum Transalpa – Robi i Ola. Być może przeczytawszy tę relację poczują się urażeni, że nie wpadliśmy na kawę, ale był to czas, gdy wszyscy są w pracy, a upał był tak niemiłosierny, i mieliśmy tak dość korków nad morzem, że chcieliśmy jak najszybciej dojechać do Świnoujścia.
Ponieważ znudziła się nam droga krajowa do Koszalina, skręciliśmy na Łazy. Droga była wyłożona płytami betonowymi i myślałam, że będzie ciekawie.

Obrazek

Było, ale niestety tylko przez chwilę …

Obrazek

gdy dojechaliśmy do Mielna znów trzeba było mijać sznur samochodów.

Obrazek

Łukasz chciał stanąć na obiad, ja natomiast chciałam jak najszybciej wydostać się z tego piekła. A to i tak było nic, w porównaniu z tym, co zobaczyliśmy na wyjeździe. Ludzie, którzy chcieli dostać się do Mielna stali w kilkunastokilometrowym korku. Jeden zdesperowany rodzic biegł wygłupiając się z dzieckiem chodnikiem wzdłuż sznura samochodów. Miał duże szanse, aby być pierwszym.

Obrazek

Trasa prowadziła nas dalej drogą krajową nr 11 do Kołobrzegu. Myśleliśmy, że droga krajowa nie będzie zatłoczona, więc daliśmy się skusić. Kolejny błąd. Tym razem przez 8 km jechaliśmy środkiem drogi między stojącymi samochodami. A żar lał się z nieba. Masakra.

Obrazek

Ponieważ nie mieliśmy już sił na dalszą jazdę w korkach, stwierdziliśmy że plany są po to, aby je zmieniać i odbiliśmy na Trzebiatów. Tym razem była to dobra decyzja. Tam mój głodny wzrok wypatrzył „Ukraińską Chatkę”. Jedzenie było smaczne, świeże i niedrogie. Na pytanie skąd pomysł prowadzenia restauracji z taką kuchnią w tym miejscu, właścicielka, która była jednocześnie kelnerką odpowiedziała, że mają kucharkę z Ukrainy i w tej kuchni czuje się najlepiej.
Po pysznym obiedzie trzymając się obranego kursu jechaliśmy 103 km w kierunku Kamienia Pomorskiego. Baliśmy się powrotu nad morze, ale trzeba było zaryzykować. Okazało się, że nie było tak tragicznie, jak się spodziewaliśmy. Dobre wrażenie zrobił na nas Dziwnówek. Mieliśmy wrażenie, że nie ma tam aż takich tłumów, i tyle stoisk, jak w innych miejscowościach. Poza tym z jednej strony morze, a z drugiej zatoka. Fajne miejsce. Jeżeli jakimś cudem uda nam się zapomnieć o korkach i tłumach i przyjdzie nam ochota pojechać nad polskie morze w sezonie, to spróbujemy właśnie tam.
Przy wyjeździe z Dziwnowa, natrafiliśmy na stojące samochody. Myśleliśmy, że zaczął się już korek do Międzyzdrojów.

Obrazek

Ale nie. Okazało się, że ludzie czekają na otwarcie zwodzonego mostu. Mieliśmy sporo szczęścia, ponieważ gdy tylko podjechaliśmy pod szlaban i zgasiliśmy silniki, podniesiono szlaban i mogliśmy jechać dalej.

Obrazek

Obrazek

Dalej droga prowadziła przez Woliński Park Narodowy.

Obrazek

Jadąc tam miałam nadzieję, że Łukasz włączył kamerę. Było to bardzo malownicze miejsce: piękny, równy, szeroki asfalt, trochę zakrętów, wysokie drzewa liściaste i promienie zachodzącego słońca przebijające się między drzewami. Piękny widok. Później okazało się, że niestety nie miał włączonej kamerki. Szkoda.
W Międzyzdrojach nie było źle. Udało nam się sprawnie przejechać, aczkolwiek nie zjeżdżaliśmy do portu, ponieważ robiło się późno, a my musieliśmy jeszcze poszukać noclegu. Szkoda, że już jedliśmy. W porcie można zjeść dobrą świeżą rybę w nienajgorszej cenie.
Przed Świnoujściem minęliśmy tablicę informującą, że na przeprawę promową trzeba czekać 70 min. Zgodnie z patentem Szparaga zaprezentowanym na przeprawie promowej w Hiszpanii pojechaliśmy bokiem, przecież my służbowo, a poza tym zajmujemy mniej miejsca i wjedziemy tam, gdzie samochody nie wjadą. Tym razem też mieliśmy szczęście. Gdy przebiliśmy się na czoło kolejki, podpłynął prom. Przeprawiliśmy się błyskawicznie.

Obrazek

Obrazek

Zaraz po zjeździe z promu drogę przecięła nam maciora z małymi, a za nimi podążał zagubiony knur. Nie chciałabym spotkać tej gromady jadąc na rowerach z dziećmi. Jednak dziki nie były nami zainteresowane.

Obrazek

W Świnoujściu od razu udaliśmy się do miejsca, w którym zatrzymaliśmy się niecały rok temu z Jagodą, gdy miała 6 tygodni. Łudziliśmy się, że pani Grażyna będzie miała wolne miejsca. Niestety, nic z tego. Pojechaliśmy szukać dalej. Oprócz pola namiotowego, za które winszowali sobie 50 zł, nie znaleźliśmy nic wolnego. Ja koniecznie chciałam iść na plażę i wypić piwo. Przejechać całe wybrzeże i nie być nad morzem. To byłaby porażka. A na polu namiotowym nie zostawiłabym bez opieki motocykli, ubrań, kasku, całej elektroniki. W końcu wróciliśmy do pani Grażyny po pomoc. Tak długo szukała rozwiązania, aż je znalazła. Ponieważ mieliśmy materace i śpiwory w grę wchodziło spanie w garażu lub w wykańczanym pokoju dla letników. Stanęło na tej drugiej opcji. Pani Grażyna była ciekawa, kto będzie tam pierwszy spał. Chyba nie spodziewała się, że dwóch zbłąkanych motocyklistów do niej zawita i poprosi o nocleg. W apartamencie trwały prace wykończeniowe, a do pokoju schodziliśmy po drabinie. Stworzyło to niesamowity klimat.

Obrazek

Obrazek

W końcu dotarliśmy nad morze. Ponieważ było zbyt późno i chłodno na kąpiel, skończyło się na krótkim spacerze brzegiem morza

Obrazek

Obrazek

i na piwku w barze na plaży. Mimo dziwnych zasad – leżak tylko po zostawieniu karty, piwo tylko w plastikowym kubku, jeżeli wychodzi się z leżakiem na piasek – nie pozwoliliśmy się wyprowadzić z równowagi i delektowaliśmy się zimnym piwem z kufla przy zachodzącym słońcu. Chociaż jestem osobą ceniącą sobie spokój i porządek, czasami nie lubię zachodnioeuropejskiego sposobu funkcjonowania: od zakazu do zakazu. Zwłaszcza na wakacjach. Zaczynam wtedy odczuwać brak wolności. Chyba czas kierować się na wschód.

Obrazek

Obrazek

Wieczorem zauważyłam, że zapomniałam zabrać notatnika do spisywania wspomnień, wiec z Łukaszem wpadliśmy na pomysł, aby je nagrać. Ponieważ zaczęliśmy jednak mylić dni, a nie było to spowodowane ilością piwa, lecz zmęczeniem materiału, zarzuciliśmy ten pomysł. Poszliśmy spać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek



https://www.youtube.com/watch?v=8PXAq-uMteU

Dystans: 454 km
Śniadanie: 15 zł
Obiad: 35 zł
kolacja: 30 zł
Nocleg: symboliczna złotówka/ os.

C.D.N.
Awatar użytkownika
Qter
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3403
Rejestracja: 12.05.2011, 12:07
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Reguły
Kontakt:

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: Qter »

świetna wycieczka!

czytam i czekam na kolejne części

PZDR

Qter

P.S.
Taka uwaga: Nie powinniście jej przenieść do działu "Wspomnienia" ?
Geniusz tkwi w prostocie...

we don't cry very hard
adamsluk
dwusuwowy rider
dwusuwowy rider
Posty: 159
Rejestracja: 22.09.2011, 20:57
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: P-ń / M-cz

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: adamsluk »

"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"

Dzień 13

06.08.2015

Rano wstaliśmy wcześnie, aby oddać robotnikom plac budowy. Pod altaną czekał na nas czajnik i naczynia do przygotowania śniadania. Ponieważ nie ustaliliśmy ceny za nocleg, udaliśmy się do właścicielki uregulować należność. W Maroku to by nie przeszło. Tam zawsze trzeba pytać, zanim się coś zamówi, bo może się okazać, że będzie to najdroższa kawa lub nocleg w życiu. Pani Grażynie potraktowała całe zdarzenia jako przygodę i poprosiła o symboliczną złotówkę na pamiątkę. Tego się nie spodziewaliśmy. Miłe zakończenie podróży. Dobrze, że zdecydowaliśmy się rozpocząć podróż od jazdy na południe. Gdyby ostatni nocleg był w Bogatyni, nie byłoby tak optymistycznie. A tak przemiły akcent na koniec podróży. Czas wracać do domu.

Obrazek

Obrazek

Według GPSa mieliśmy do przejechania 470 km. Łukasz stwierdził, że to trochę dużo i chciał pojechać na szagę S3. Jednak tym razem powiedziałam stanowczo nie. Nie po to jechałam tyle kilometrów, żeby nie zamknąć pierścienia wokół Polski. Stwierdziliśmy, że najwyżej wrócimy po ciemku lub przenocujemy gdzieś po drodze. Po 30 kilometrach GPS zmienił zdanie i zmniejszył dystans do 320 km. Chyba coś mu się pokiełbasiło. Może od temperatury? Chociaż upał był niemiłosierny, zostaliśmy na trasie. Na pewno damy radę. No chyba, że będzie bruk. Żartuję, po tylu kilometrach to i bruk nie jest aż tak straszny. Początkowo jechaliśmy nudną S3, ale w Wolinie skierowaliśmy się na zalecany podczas powrotu znad morza objazd. Objazd nam się podobał.

Obrazek

Obrazek

W Szczecinie upał stał się na tyle nie do zniesienia, że zrezygnowaliśmy z kawy u Łukasza siostry. Nie mieliśmy ochoty ugrzęznąć w korkach. Niestety, mimo że nie wjeżdżaliśmy do centrum, nie obyło się bez świateł i czekania. Pot lal się z nas strumieniami. Żałuję, że trasa prowadziła dalej w dół i trzeba było zrezygnować z drogi do Nowego Warpna. Za gorąco, za daleko, a poza tym nasz pierwotny plan nie zakładał takiego wariantu. Będzie pretekst, aby tam wrócić.
Droga do Gryfina była nudna. Ładnie zrobiło się w okolicy Cedyni, gdzie część trasy przebiegała zaraz przy Odrze. Piękna droga.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niestety ta bajka nie trwała zbyt długo. Końcówka była nudna. Szeroka trasa, mnóstwo tirów. Ale pierścień trzeba było zamknąć.

Obrazek

Udało się. Po dojechaniu do Słubic i skręcie na Ośno Lubuskie na naszych twarzach pojawił się szeroki uśmiech, a Łukasz wręcz podskakiwał z radości na swoim motocyklu i machał witkami na wszystkie strony.

Obrazek

Pewnie jadący za nami kierowcy myśleli, że nam odbiło. A my cieszyliśmy się jak dzieci. Nie tylko my. Gdy zajechaliśmy na podjazd pod garaż w Międzyrzeczu, tata Łukasza przywitał nas całując ziemię i dziękując opatrzności, że dotarliśmy cali i zdrowi.

Obrazek

Chyba nie wierzyli, że nam się uda. My też nie do końca. Ale udało się objechać Polskę dookoła. Do Międzyrzecza przyjechaliśmy brudni, wymęczeni, ale szczęśliwi.
Wieczorem przy piwku zaczęło nas dręczyć pytanie. Co teraz. Kiedy będziemy mieć czas, aby znów gdzieś pojechać. Poczuć się wolnym od trosk dnia codziennego.
Nie żałujemy, że zdecydowaliśmy się na podróż po Polsce. Nasz kraj jest piękny, różnorodny. Poznaliśmy mnóstwo sympatycznych, pomocnych i życzliwych ludzi. Byliśmy w miejscach, do których nigdy byśmy nie dotarli, gdyby nie ta podroż. Przeżyliśmy dużo przygód, czasami było nerwowo, a czasami śmiesznie. A co najważniejsze podróż we dwoje znowu nas do siebie zbliżyła. Pozwoliła nam odbudować relacje, które gdzieś w natłoku obowiązków się przykurzyły. Czas zacząć marzyć dalej. Zobaczymy, dokąd serce i oczy nas następnym razem poniosą.

Obrazek

Obrazek



https://www.youtube.com/watch?v=zA4w3wLaavc

Dystans: 370 km
Śniadanie: 20 zł
Obiad i kolacja: w domu
Nocleg: w domu

KONIEC :ok:

Wrzucimy później jeszcze małe podsumowanie :)
Sylwek
pałujący w lesie
pałujący w lesie
Posty: 1525
Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Lisków

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: Sylwek »

Świetna wycieczka.

Kilkanaście lat temu przejechałem podobną trasę, chopperem, i nie zobaczyłem połowy tego co Wy.Mam na myśli bardzo boczne drogi.

A,taka myśl mię naszła.
Po Polsce jechaliście "pod prąd",tzn. przeciwnie do ruchu wskazówek zegarka.
Byliście w na południu (Maroko),może czas na :smile: ?
adamsluk pisze:Czas zacząć marzyć dalej. Zobaczymy, dokąd serce i oczy nas następnym razem poniosą.
adamsluk pisze:czasami nie lubię zachodnioeuropejskiego sposobu funkcjonowania: od zakazu do zakazu. Zwłaszcza na wakacjach. Zaczynam wtedy odczuwać brak wolności. Chyba czas kierować się na wschód.
Tak,zdecydowanie na wschód :grin:. Tylko uwaga,pobyt tam, bardzo uzależnia :lol: :lol: .
Sylwek.
siwy_161
romeciarz
romeciarz
Posty: 20
Rejestracja: 03.03.2015, 20:06
Mój motocykl: XL650V

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: siwy_161 »

Świetna podróż, inspirująca...
fajnie że ją opublikowaliście,
dzięki
tommi
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 268
Rejestracja: 23.01.2012, 21:19
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Poznań

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: tommi »

Super wyjazd. Kiedyś skorzystamy z Waszego pomysłu na moto urlop i podeprzemy się Waszą wiedzą oraz doświadczeniami :ok:
"PODRÓŻE KSZTAŁCĄ" i ....zbliżają :ok:
NIKITA
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 493
Rejestracja: 25.10.2015, 22:18
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Przemyśl

Re: "PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND"

Post autor: NIKITA »

Czuję się jak bym sam przejechał tą trasę.
Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości